Czasowstrzymywacz

13 stycznia, 2020, Autor:

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że znów wpadam w zapętloną pułapkę życia. Niby takie niewinne picie kawy, jedzenie do tv. Po co oglądam to gówno? Bo interesują mnie wyłącznie filmy dokumentalne. No i tak se oglądam i oglądam i myślę: kiedy się skończy to gówno? Końca nie widać, nawet jak się jakieś odcinki powtarzają i je olewam, dzięki czemu zyskuję parę godzin na inne rzeczy to zamiast to olać (bo i tak na bieżąco kończę elementarne dzienne rytuały, to przecież chcąc nie chcąc czas idzie na straty, a przy okazji zgłębię dodatkowo wiedzę), dalej wlepiam swe umęczone życiem ślipia w stream (nie mam telewizora i się z tego bardzo cieszę).

Jak padnie stream to nie płaczę, nawet się cieszę, że mam więcej czasu. Ale kończę kawę, śniadanie i… Biorę za pieprzony telefon i odpalam pewną gierkę, w której to (dla innych zajebioza, ale na moje nieszczęście, bo jak dobrze wiemy, wiele z gier mobilnych ma tzw system odnawiania energii, dla niewtajemniczonych, nie odnowi się limit to nie pograsz dalej ew płacisz, choć tu akurat takiej opcji a propo limitów jeszcze nie ma) skrócili czas z czekania chyba 2 czy 3h do 1 a slotów takich (dni w grze) jest 5. Mam nawyk szybkiego zbijania tego limitu, by odjebać gitarę i mieć spokój. Wczoraj wyjątkowo już mi to nie posłużyło, bo zabrało połowę dnia (m.in. oglądając tv i bawiąc się świeczką z nudów). W międzyczasie w reklamach mam jakiegoś audiobooka do przesłuchania i tak się kręci. A potem się dziwię, że wiecznie czasu na nic nie mam i:

Życie ucieka mi przez palce, nie pamiętam o co walczę,

Nie pamiętam dokąd idę, czy tak ma być, czy tak ma być

 

cytując pewien liryk pewnej kapeli.

Dziś powiedziałem stop przynajmniej 1 z tych rzeczy, bo nieproduktywność już zdążyła spierdolić mi życie (zresztą nie tylko mi). Rozglądam się i myślę – ale co ja mam tak naprawdę w tej chwili do roboty? Dopóki mój potencjalnie nowy „komputerowiec” nie zrobi audytu strony i nie orzeknie, czy i co się da naprawić/poprawić/usprawnić to równie dobrze mogę se zapodać wymuszony urlop. I nie, na szczęście już mam umiar i jak wiem, że nie jestem uziemiony to zapierdalam. Mógłbym sobie przygotować grunt pod następne dni, tygodnie i miesiące. Ale nie, ja muszę wszystko robić naraz, pierdolony multitasking. Wynajduję sobie wymówkę, że skoro nie jestem wykorzystać czegoś teraz to czekam na dogodny moment. A tych ostatnio zbyt wiele nie ma.

Praca pod presją i samodyscyplina to nie lada wyzwanie. Nigdy nie lubiłem jakichś myślokształtów i paradygmatów wymyślonych przez korpogówno. Ktoś by powiedział – styczeń, nie warto, nic się nie dzieje, nowe porządki, czas postanowień. Jebać postanowienia. To co mnie wkurwia w pigułce? Że jeżeli ktoś lub coś mnie wkurwi to jestem wyoutowany (tak to się kiedyś mówiło?) i mam moralniaka na dzień, może 2 i wtedy panuje taki rozgardiasz. Robią się takie ciepłe kluchy ze mnie i wydaje mi się, że nic nie mogę i nic nie ma sensu, nie to, że wszystko leci mi z rąk. Mam taki paskudny nawyk „wykańczania”. Czyli np ktoś na yt ma prawie 400 vlogów o survivalu. Nie mając samemu ku tej kolejnej pasji warunków (kleszcze i prywatne lasy i chore pojebane zasady prawne a propo biwakowania w duPolandii). Więc po drodze jak mogę to zamiast tv, obejrzę to. I nie spocznę dopóki nie skończę.

Tylko potem przypomina mi się moje wyobrażenie o internecie jak byłem łebtasem, gdzie net był jak „wszyscy o nim słyszeli, ale go nie widzieli”. Czy net jest skończony? Nie, jest nieskończony. Tak jak wszechświat (choć tu mam wątpliwości, że jest 1) I wracając już na ziemię, nie potrafi dojść do mej podświadomości to, że tak naprawdę z nałogami i kiepskimi nawykami nie da się skończyć. Po prostu trzeba je rzucić, bo i konsumpcjonizm i osiadły tryb życia i strefa komfortu atakuje dosłownie wszędzie, nawet za drzwiami lodówki. A jak ktoś mi jeszcze dodatkowo zawraca dupę, po tym wszystkim patrzę na godzinę, kalkuluję, ile mi zostało czasu – godzina, dwie, więcej, ale nie cały czas od momentu wstania, no to chillout, jutro spróbuję ponownie.

W każdym biznesie systematyczność to podstawa. Gorzej gdy czekasz na „dostawę” czyli w moim wypadku sam usiłuję coś wyprodukować. Ale nie, zwykły sklep nie będzie zamknięty – po prostu nie będzie się rozwijał i tracił klientów. Cholerne zarządzanie czasem. Potrafię wiele rzeczy, których przeciętny śmiertelnik nie potrafi – tylko nie to. Nie czas. Odbywa się to spontanicznie, bo gardzę zasadami, więc i trudno mi same sobie stworzyć. A uwierzcie – przeczytałem już pierdyliony złotoustych poradników. I nie dziwne, że mam ochotę czasem się odmóżdżyć, wyłączyć mózg, odstawić go na półkę, szanować pewną określoną żywotność i zakonserwować się niczym Walt Disney na lepsze czasy. Ale lepsze są zawsze dziś lub wczoraj, jutro będzie chujnia i pojutrze też, więc jakie to ma znaczenie. Marność nad marnościami i wszystko marne…

1 Wkurwik2 Wkurwiki3 Wkurwiki4 Wkurwiki5 Wkurwików6 Wkurwików7 Wkurwików8 Wkurwików9 Wkurwików10 Wkurwików (oceniano 3 raz(y), średnia ocen: 10,00 na 10)
Loading...
Lubisz to, kurwa?!
Kategoria Różności

komentarze 4 do “Czasowstrzymywacz”

  1.  Letalne Prącie pisze:
    13 stycznia, 2020 o godzinie 15:37

    Bardzo bliski mi temat. Moje wykorzystywanie czasu jest bliskie zeru. Gdybym nie pracowal na etacie umarlbym z glodu i rozpaczy.
    Probowales sobie zapisywać refleksje po odstawieniu jakiejs rzeczy, ktora ci przeszkadza? Spedzalem cale dnie na gownianych gierkach na kibel i jest to kurwa szatan. Zapisalem sobie z rok czy 2 temu w notatkach na google keepie dlaczego jest to hujowe i jak „przypadkiem” się w coś takiego wkręcę na 3dni to udaje mi sie kontrolnie odwiedzić te notatki. Wypierdalam gre bez sejwów i bez żalu. I z ulgą.

  2.  Faquś pisze:
    13 stycznia, 2020 o godzinie 16:08

    Dla mnei takim gównem są seriale. Wpierdala czas tak mocno że nie wiadomo kiedy to się stało i pozostawia takie uczucie zmarnowanego czasu. Na szczęście łatwo się od tego odciąć. Pozdrawiam i z fartem!

  3.  Nuka pisze:
    13 stycznia, 2020 o godzinie 17:33

    Ja też się właśnie tak zapętlam. W rzeczach, które docelowo do niczego nie prowadzą, nic nie dają, a tylko pochłaniają niepotrzebnie czas. Ale trzeba okiełznać rumaki i nareszcie coś z tym zrobić… Może by tak zamienić sobie jeden nałóg na inny, bardziej produktywny? To jest myśl – stwierdziła Nuka i wróciła do starych przyzwyczajeń. ;)

  4.  Wkurwiony Stefan pisze:
    13 stycznia, 2020 o godzinie 20:02

    Cytując innego poetę
    Dzień kolejny minął
    Który nic nie przyniósł
    Jeszcze się nie skończył
    A już nowy wyrósł

    Nienormalne porażające i przerażające jest to wszystko
    To co było wczoraj czy dekadę temu wydaje się lepszym a w rzeczywistości to wciąż ta sama chujnia. Dzień swistaka. Lepszych dni nie będzie.
    Dni inne również są znużone
    Dni inne czują strach jak my
    Nie przyjdą inne dni pragnione
    Dni inne umrą też jak my
    My też umrzemy w ciemni tej…

Napisz komentarz