Wkurwienia w kategorii: ‘Transport’
bip bip!
3 października, 2019, Autor: Letalne PrącieJadąc ścieżką rowerową nigdy nie trąbiłem / nie dzwoniłem na pieszych, jak leźli moją stroną. Nad Wisłą jakoś tak się przyjęło, że ten dzwonek to nie tylko informacja „no hej, jadę, uważaj”, tylko od razu jakiś opierdol i zniewaga. Pomny tego nie używałem dzwonka w ogóle. Po prostu omijałem pieszych ze ścieżki wjeżdżając na chodnik. Aż do dziś.
No więc jadę sobie do pracy, piękna jesienna pogoda. Sunę gdzieś tak z 20 na godzinę, afirmuję życie, te sprawy. Przede mną idą budowlańcy. Ubrani jak ja, kamizelki kaski. Część idzie chodnikiem, jeden po ścieżce, ale tuż obok chodnika. Było sporo miejsca na ścieżce, więc chcę ich normalnie ominąć. Nagle jeden się odwraca i do tego na ścieżce:
– Uważaj!
I typ odruchowo odskoczył… prosto we mnie, bo już go mijałem :D
Jak nie pierdolnę :D
Budowlaniec nie chucherko, tylko kawał chłopa. Cale szczęście było blaszane ogrodzenie od którego się odbiłem i tylko dzieki niemu się nie wyłożyłem, bo leciałbym w metrach :D
Przebiegły InPost
12 grudnia, 2018, Autor: Letalne PrącieWracam z kuchni z kawą, nie było mnie może minutę, a na telefonie nieodebrane połączenie i SMS, że paczka zostawiona na cieciowni. O kurde, szybcy są. Oddzwaniam:
– Pod jakim adresem pan zostawił paczkę? Bo nie wiem, czy to do pracy, czy domu.
– Dzień dobry… ul. Domowoprąciowa 60?…
– 69?
– Tak, tak! 69!
– A ok, to zaraz podejdę, sorry nie słyszałem jak pan dzwonił.
Wsuwam trampki i schodzę do ochrony. Pytam o paczkę z InPostu, że przed sekundą był kurier.
Cieć na mnie takie oczy zrobił, jakbym mu zaproponował seks analny w stroju klauna.
– Nic nie przyszło z InPostu… Z dzisiaj to tylko DPD jest..
– Nie no maksymalnie dwie minuty temu był!
Cieć wciąż te oczy, zastanawiam się, czy on tak specjalnie, czy całe życie tak wygląda.
Kurde, może mi się pojebało, ale patrzę, w SMSie jak wół InPost. Może jednak nie mi się powaliło. Pewnie zostawił paczkę gdzieś po sąsiedzku. Dzwonię:
– Dzień dobry, tu jeszcze raz ja spod Domowoprąciowej, chyba pomylił pan…
I w tym momencie wjeżdża bus InPostu, patrzę się na typa, z którym gadam przez telefon. Chłopaczek o aparycji polskiego skoczka śmieszka. Wyskakuje z tego busa jakby nigdy nic.
– Kurwa no, panie Żyła, nie mógł pan powiedzieć, że zaraz będzie tylko jakieś cuda o ochronie?
– A wie pan, tak szybciej jest.
Żelazna logika, nie wnikam.
Jeszcze
okazało się, że słuchawki które zamówiłem to jebane podróby. Ludziom
opłaca się podrabiać słuchawki za 50 zeta? Ja pierdole. Jak kraść to 8
zł, jak kochać to ostro w dupę.
Starość
14 stycznia, 2018, Autor: Bill BramaWITAM,
Wyruszyłem dziarskim krokiem do teatru muzycznego po bilety na „Wiedźmina”, podobno wyśmienity spektakl. Jestem przecież człekiem pełnym kultury! Proszę, dziękuję, przepraszam, tych słów nie strach mi używać! Rozochocony perspektywą rozrywki na najwyższym poziomie, doszedłem na przystanek autobusowy i na chwilę zamarzłem.
„Motyla noga, skąd tu się wzięło tyle starych ludzi”?
Padał deszcz, a wszyscy zgromadzeni byli idealnie wciśnięci w przystanek jak szproty w konserwie. Nikt więcej by się tam nie zmieścił, gwarantuję. Autobus za sześć minut. Czekam, grzecznie nie wyrażając ani kapki irytacji. Toć jestem człekiem pełnym kultury i sam kiedyś będę stary. Nie sposób negatywnie odnosić się do ludzi tak wiekowych.
„STARSZYM LUDZIOM ZAWSZE NALEŻY SIĘ SZACUNEK”!!! Krzyczała mi zawsze matka.
Po siedmiu minutach autobus łaskawie się zjawił, a zanim się jeszcze zatrzymał to ludzie już się kłębili przy jego drzwiach. Wpychali się z tymi swoimi wózeczkami, biegli przez ten autobus by zdobyć siedzące miejsce.
„CO PANI ROBI?! CO PANI ROBI”?! usłyszałem gdzieś w tym małym tłumie.
Kiedy przyszła kolej na mnie by wsiąść, uderzył mnie straszliwy smród ciągnący z tego autobusu. Jakby ci wszyscy starzy ludzie zebrani w środku brali tłuszcz z niedzielnego obiadu i się w nim kąpali. Coś obrzydliwego. Zdecydowałem, że poczekam na następny trolejbus.
Przyjechał puściutki. To była doskonała decyzja.
Dotarłem bez problemów pod teatr. Wszedłem do pomieszczenia gdzie znajdowały się kasy i ustawiłem w kolejce. Przede mną były tylko dwie bardzo atrakcyjne mamusie. Ściągnąłem słuchawki i usłyszałem, że każda z nich kupowała dziesięć i osiem biletów ze zniżką dla seniora.
„Niech to dunder świśnie! Muszę sobie załatwić takiego gońca”!
– Dzień dobry, chciałbym się dowiedzieć na kiedy można otrzymać bilety na „Wiedźmina”?
– Po sezonie.
– Dopiero? Zwykle kupowałem bilety z maksymalnie trzymiesięcznym wyprzedzeniem.
– Tak, ale ten spektakl to jakiś fenomen! (…) Najwięcej nam schodzi i tak biletów seniora.
Wyszedłem zasmucony. Chciałem dziewczynie sprawić prezent na urodziny, teraz muszę kombinować coś innego.
Wracając do domu złapałem autobus. Znów ten smród, znowu ci starzy ludzie. Tym razem bardziej irytujący, hałaśliwi i zagadujący. Ratunek w słuchawkach, prędko! Udało się. Oaza po środku palącej pustyni. Nagle poczułem, że ktoś mnie trąca więc zdjąłem słuchawki.
– Przepraszam no mówię! Czy ten autobus jedzie przez Świętojańską?
Ciekawe ile się darła do mnie ta stara prukwa.
– Nie, ten skręca na Śląską – spróbowałem założyć słuchawki.
– Czyli muszę się przesiąść?
– Jak chce Pani się dostać na świętojańską to tak.
– A bo wie Pan ja już gubię się w tej komunikacji, tak dużo tego wszystkiego. Moja córka mi powtarzała, że taksówką…
Nagle zakasłała i opluła moją kurtkę swoją wydzieliną. Myślałem, że wyjdę z siebie. Najgorsze jest to, że nawet nie przeprosiła, a o poczęstowaniu chusteczką nawet nie śniłem. Wyjąłem swoją i bardzo sugestywnym gestem starłem jej gluty ze swojego odzienia. Założyłem słuchawki nie dając jej dokończyć.
Nosz kurwa pierdolona mać! Jakby to ode mnie zależało to bym kurwa zabronił starym ludziom wsiadać do normalnej komunikacji. Dostali by w zamian swoją własną linię, krążącą po całym mieście. Starość jest tylko głupią wymówką tych zjebanych ludzi. Nie wierzę, żeby oni byli kiedyś inni. Teraz to robactwo dożyło tylko sędziwych wieków i została przypięta im metka starości. Jebane śmiecie.
Tymczasem w roku 2048, pewnie niewiele będę się różnił od tego na co pluję dzisiaj w pogardzie.
Starość będzie upokarzająca.
Lista zjebanych osób – Tom II
28 sierpnia, 2016, Autor: WigarusZacznijmy to chore gówno:
5. Maniacy e-papierosów. Kurwa, palisz to palisz, to nie jest ani pozytywne, ani jakoś szczególnie negatywne. Zresztą, zawsze jak ktoś mówi o jakimś samochodzie, który można by kupić z zaoszczędzonych na fajkach pieniądzach, to tylko się śmieję, bo zwykle jeśli nie wydajesz tej kasy na fajki, to wydajesz ją na coś innego i w efekcie gówno oszczędzasz. No ale teraz to są e-papierosy, a to już przecież nie jest zwykłe palenie, tylko jebany styl życia. Nawet już określa się to jako subkulturę. O co biega? Dlaczego ludzie palący e-pety uważają, że wolno im to robić w autobusach? Albo dlaczego tłumaczą swoje palenie e-petów tym, że walczą z nałogiem i próbują rzucić? Przecież takie tłumaczenie jest w chuj absurdalne. To tak, jakby alkoholik powiedział: „Kiedyś piłem codziennie, ale piłem tylko wódkę, a teraz przerzuciłem się na piwo, bo rzucam”. Dochodzi nawet do patologicznych sytuacji, gdzie rodzice kupują swoim dzieciom e-papierosy na ich urodziny. Kiedyś kupowało się rower, komputer albo Neostradę, teraz funduje się e-peta, żeby gówniak mógł popierdalać z nim przez miasto i zaciągać się co pół minuty. Dorosłość przybrała właśnie taką formę. Pracowałem blisko takiego stoiska z olejkami i elektronicznymi papierosami. I wiecie co? Jakieś 80% kupujących stanowiły dzieciaki w wieku gimnazjalnym i wczesnolicealnym. Nie orientuję się, jak działa prawo polskie w takich przypadkach, ale jakoś te dzieciaki dostawały to, co chciały, i nikt ich nie sprawdzał. Wróćmy jednak do poczucia tego, że takie osoby tworzą jakąkolwiek subkulturę. Mam inną propozycję – od teraz nie używajmy zwykłych kibli ze spłuczką, tylko produkujmy kible elektroniczne, które wysyłają gówno przez ogólną sieć prosto na satelitę w dalekim kosmosie. Gratulujemy, teraz możesz się pochwalić, że nie srasz jak jakiś plebs, tylko uprawiasz e-sranie, które jest przeznaczone dla wąskiej grupy odbiorców.
6. Weganie. Tak, jak toleruję dużą liczbę osób, tak wegan po prostu nie trawię i uznaję ich na wyjątkowo zadufane w sobie istoty, którą myślą, że budują lepszy świat, a tak naprawdę uprawiają megalomanię, sądząc, iż ich styl życia jest najlepszy na świecie. Mówią coś o wartościowaniu życia, ale zapytani, dlaczego wpierdalają rośliny, powołują się na jakieś badania, że przecież rośliny nie czują bólu i nie odbierają tak bodźców jak zwierzęta. Gratuluję, właśnie doszło do wartościowania przez was życia. Tego samego wartościowania, które zarzucacie każdemu, kto spożywa mięso. Dziwi mnie też, że tak duża grupa z nich musi sobie zastępować mięso jakimiś substytutami, ale jednocześnie nadal twierdzi, że mięso przecież nie ma smaku i nie potrzebuje go do życia. Tak. Zajebista logika – nie lubię mięsa, ale spożywam jakiś roślinny odpowiednik o tym samym smaku, bo w głębi duszy czuję, że jednak mięso jest mi potrzebne. Śmieszy mnie też zarzucanie wyzysku rolnikom, którzy podbierają jajka biednym kurom. Bo to przecież nie jest tak, że wybudowali im kurnik, sypią im ziarno, zmieniają słomę na grzędach i przywiązują obok psa, żeby chronił je przed lisem, czy kuną. Co ciekawe, mimo że sram na politykę i nienawidzę zarówno prawa jak i lewa, to zauważyłem, iż znaczna część wegan jest z tej lewej strony. Co to ma do rzeczy? Ano wyobraźcie sobie paradoks człowieka, który rzuciłby się za rybą w Bałtyk, byle tylko źli rybacy jej nie złowili i nie przerobili na paluszki, ale jednocześnie takiego człowieka, który nie ma problemu w mówieniu, że aborcja jest w sumie spoko, a Ziemia jest przeludniona :D Ostatnio nawet natrafiłem na artykuł, gdzie dwóch braci ogłosiło, że wpadło na pomysł „wegańskiego rzeźnika”. Kurwa, leżę i się nie podnoszę. Albo sprzedajecie mięso i rzeczywiście można o was powiedzieć, że prowadzicie rzeźnię, albo tego nie robicie. Nie widziałem nigdzie „mięsnego warzywniaka”. Mam jednak pewną teorię co do nazwy tego sklepu: oni po prostu chcą przyciągnąć to całe „hipsterstwo”, które korzystając z ich usług, będzie czuło się elitarnie. Chuj, że za następną ulicą znajdą sklep czy restaurację z artykułami roślinnymi, które po prostu będą się nazywać „sklepem wegańskim/wegetariańskim”. To przecież nie to samo. To brzmi zbyt konwencjonalnie. I tu znowu posłużę się porównaniem do kibla. Bo to trochę tak, jakby ktoś otworzył toaletę publiczną, ale nazwał ją „Strefa Pozytywnego Wydalania”. Brzmi mądrze i elitarnie? Owszem, tyle że zamiast 2 złotych zapłacisz 10, bo to nie byle jaki sedes. No i można zrobić fotę i wstawić na Instachuja czy Pejsbuka, żeby znajomi z zazdrości wykurwili z papci.
7. Ludzie, którzy nie potrafią zrozumieć, że z pociągu/autobusu/tramwaju najpierw się, kurwa, wysiada, a później dopiero się do niego wsiada. Wychodzący pasażerowie mają jebane pierwszeństwo i to nie dlatego, że czują wyższość, tylko dlatego że to jest po prostu logiczne. Jeśli pojazd jest zajebany, to lepiej żeby kilka osób najpierw wysiadło na swoim przystanku, by pasażerowie wsiadający mogli się tam wcisnąć, nie tworząc przy tym kompletnego chaosu. Ale nie, kurwa. „Grażyna, musimy wsiąść pierwsi, bo 5 sekund nas zbawi, mimo że autobus po prostu stoi i raczej nie spierdoli nam sprzed nosa, skoro przed chwilą się zatrzymał”. Proste rzeczy, kurwa. Nie fizyka kwantowa, nie transplantacja serca, nie wielki zderzacz hadronów, tylko proste zasady, które można rozpisać w dwóch, góra trzech zdaniach.
8. Czwarty punkt pierwszego tomu był o księżach. Ósmy będzie o ludziach, którym wiara (i tu niekoniecznie musi chodzić o religię) tak przeżarła mózg, że brakuje im dystansu do samych siebie. Nie zaliczają się do fanatyków, lecz mają do tego aspiracje. Lubisz te osoby, możesz z nimi pogadać na wiele tematów, ale spróbuj wyrazić własne zdanie na temat ich świętości, to masz przejebane. I okej, nie od dziś wiadomo, że w towarzystwie rozmowa nie powinna schodzić na politykę i religię, chyba że jesteś w grupie tak zaufanych „ziomów”, że wiesz, że nikt się tym zbytnio nie przejmie. Ale tu nawet nie chodzi o poważne rozmowy, tylko o żarciki, jakieś spostrzeżenia czy uwagi. Ja po kilku piwach często rzucam niejednoznaczne komentarze z tym związane, dla przykładu ktoś kiedyś wspomniał o Najwybitniejszym Polaku Znanym Na Całym Świecie (podpowiedź 1.: to nie był Wałęsa; podpowiedź 2.: ma rzymską dwójkę w nazwie). No i oczywiście gadka, że był wielkim człowiekiem itd. Odpowiedziałem, że nie wiem, czy był wielkim człowiekiem, bo nie wiem, jakiego był wzrostu. Kurwa, jakie oburzenie. Jak ja śmiałem podważyć autorytet (w sumie to chyba tego nie zrobiłem, nie?) tak wybitnego człowieka. Ktoś puści „dla beki” techno remix „Dobry Jezu a nasz Panie” i efekt ten sam. Kurwa, gdzie jest dystans? Najgorsze jest to, że takich osób jest w sumie dużo i każda ustala sobie jakieś autorytety, o których tak naprawdę wie tyle, co jej na mszy powiedzą. Często uznają te autorytety za bogów, mimo że to już podchodzi ewidentnie pod bałwochwalstwo. Polityk z muszką zawsze ma rację. Papież Polak wiele zrobił. Prezydent najlepszy od lat. I koniec, kropka! I takie osoby niekoniecznie są głupie. Mogą posiadać dużą wiedzę z różnych dziedzin, jednakże pragną żyć we własnym świecie, nie dopuszczając do siebie opinii, które mogłyby je zmusić do zastanowienia się. Bo nie chodzi mi o to, żeby je siłą nawracać i usilnie im pokazać, że są idiotami. Tylko żeby potrafiły zająć jakieś stanowisko i je obronić. Ale nie. One zatykają uszy i krzyczą „la, la, la”, żeby ich strefa komfortu nie została naruszona. I to się tyczy każdego: katola, ateusza, żyda, muzułmanina, prawaka czy lewaka.