Opowiadanie vol. 3
Opowiadanie trzecie zaczyna luke. Słówko od autora:
„checie to sobie kontynujcie, byle na odpowiednim poziomie, nie chcecie też dobrze, życzę tak czy siak miłej lektury…”
Zasady identyczne jak poprzednio i poprzedniej:
Każdy kto ma pomysł jak pociągnąć dalej aktualny wątek może napisać kontynuację. Ślijcie na letalne.pracie@gmail.com. Jeśli propozycji będzie kilka wówczas zorganizujemy ankietę i wybierzemy najlepszy pomysł. Naszym zamiarem będzie napisanie sensownego opowiadania z wkurwieniem w tle.
Proponowane fragmenty powinny być niezbyt długie, by dało się je ogarnąć wzrokiem. Minimum kilka zdań, maksimum pół strony tekstu w Wordzie.
OPOWIEŚĆ CZTERNASTA
CIOTKA JADWIGA I PERUWIAŃSKI KAPELUSZ PEŁEN OWOCÓW, CZYLI HISTORIA KWAŚNA NICZYM Lyserg-Säure-Diethylamid Z ZASKAKUJĄCYM PYTANIEM I BRAKIEM KWITNĄCYCH WIŚNI W FINALE
W niedzielę przy stole, przy rosole gruchnęła, niczym grom z jasnego nieba, wieść radosna i optymistyczna – ciotka Jadwiga wyjeżdża w trasę. Wiadomość owa była długo wyczekiwana, gdyż ciotka, po smutnym fakcie owdowienia, doskonale ułożyła sobie życie asymilując się z rodziną niczym jemioła z niczego nieświadomym drzewem, opuściła swe domowe pielesze i rozpoczęła indywidualną wędrówkę ludów w postaci wizytacji rodziny zarówno bliższej i dalszej oraz tej najdalszej jak i tej zupełnie nieznanej i bez zbędnych skrupułów siedziała tejże rodzinie na głowie minimum dwa miesiące.
Tak więc Jadwiga ruszała w dalszą trasę i nie należało się jej spodziewać wcześniej niż na wiosnę przyszłego roku.
– To akurat dobrze się składa – powiedziała matka Irena – Dzisiaj przecież przyjeżdża siostra Izydora z Zakonu Sióstr Perkusistek Obutych. Zygmunt – dzwoniłeś do zakonu?
– Dzwoniłem. Powiedzieli, że się spóźni jeden dzień, bo muszą obchodzić jakieś święto, jakieś Jan Kiepur czy coś… – odparł syn Zygmunt
– Nie słyszałam o takim święcie…
– A bo to nie katolickie…
– To oni teraz i nie katolickie obchodzą ? – nie dowierzała matka
– Teraz się wszystkie święta obchodzi. To się nazywa ekumenizm – zabłysnął fachową nomenklaturą syn Zygmunt
I na te słowa do pokoju wkroczyła ciotka Jadwiga taszcząc na głowie symulacje peruwiańskiego kapelusza przyozdobionego plastikowymi kiściami bananów spośród których smutnymi szklanymi oczami upolowanego zwierzęcia patrzyły na rzeczywistość głowy lam wykonane ze złoconego styropianu.
– Cudowny kapelusz – zachwycił się syn Zygmunt
– To prezent dla Eugenii – oznajmiła dumnie ciotka Jadwiga
– O… to ciocia na zimę na wieś jedzie…
– A jakże jadę. Nie ma nic piękniejszego od zimy na wsi, a szczególnie nocą, gdy w siarczysty mróz gwiazdy świecą wyraźnie, gdzieś w oddali słychać delikatne poszczekiwanie psów, daleki gwizd pociągu i wesołe pobrzękiwanie janczarów – rozmarzyła się Jadwiga
– No z tymi janczarami to ciocia przesadziła. Tego już nikt dziś nie używa…
– Może i przesadziłam a i słuch już nie ten – przygasła nieco ciotka, po czym dramatycznym głosem powiedziała – Żegnajcie – i bez dalszych zbędnych słów opuściła zebranych udając się w drogę używając do tego celu środka masowego transportu w postaci autobusu i pociągu lub pociągu i autobusu, ale to to już nie było ważne gdyż nastała noc a po niej nastał poranek słoneczny i soczysty niczym wiśnia łotówka w sezonie i o tymże poranku przybyła siostra Izydora i od progu zagaiła
– Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką miałam ciekawą wizję w trakcie mej podróży, jadąc mym 30 letnim mercedesem model 123, potocznie zwanym beczką lub baleronem ze względu na kształt grilla na chłodnicy.
Mianowicie widziało mi się, że potrąciłam ze skutkiem śmiertelnym dziecko płci męskiej o imieniu Piotruś, które nieopatrznie wymusiło pierwszeństwo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej na żelaznym trójkołowym rowerku w kolorze czerwonym.
Nie zważając na ten drobny incydent jechałam dalej, gdy ku mojemu zdumieniu duch rozjechanego dziecka cały, zdrowy i w nienagannej kondycji zewnętrznej ukazał mi się na siedzeniu pasażera i oznajmił:
– Ty lubisz kobiety… Ty lubisz kobiety… – po czym zniknął pozostawiając po sobie pustkę i chłód telekinetyczny w postaci kropel skondensowanej pary wodnej na lusterku prawym bocznym. Wydało mi się to nad wyraz dziwne, gdyż mimo tego, ze jestem zakonnicą jestem także kobietą, więc siłą rzeczy powinnam instynktownie czuć pociąg do mężczyzn…
– Być może duch owego chłopczyka był superprojekcją siostry ukrytych głęboko w podświadomości pragnień, lub być może siostra jest mężczyzną – zasugerował rzeczowo Zygmunt
– A któż to może wiedzieć… – zafrasowała się siostra Izydora – Chyba jedynie pan nasz wszechmogący i Bóg ojciec w jednym, a w sumie to w trzech…
– Prawdopodobnie rozwiązanie tej zagadki ujrzy światło dzienne jak wiadomość o niechcianej ciąży, ale nic to zostawmy sprawy swojemu biegowi. niech siostra lepiej opowie, co tam nowego w zakonie słychać – zainteresował się grzecznie Zygmunt w celu podtrzymania konwersacji
(Dalsza część na następnej stronie)