Kanar to nie zawód, to styl bycia!
8 stycznia, 2013, Autor: ErniMam takie ciśnienie w tej chwili, że możecie spodziewać się erupcji. Masz 18 lat? Bo będzie tu kurwa dużo przekleństw, a niestety nie mam powodów dziś do tego, aby wystopować…
Kurwa, długo zastanawiałam się, jaki tytuł będzie pasował do mojego dzisiejszego, jakże kiepskiego dnia! A będzie tu natomiast o ludziach, których nazywa się 'kanarami’. Sprzeczałabym się, oj zajebiście bym się sprzeczała, gdybyś śmiał mi to nazwać zawodem…
Kto kurwa bierze pieniądze za wsiadanie z autobusu do autobusu i wpierdalanie ci się w życie, czy aby skasowałeś bilet? Chuj to kogo obchodzi, czy kurwa jadę biletem za 1.60, czy 3.20? Pytam, kogo to interesuje?
Jaki człowiek się trudzi, żeby wpieprzyć ci paredziesiąt złotych za to, że jedziesz na gapę 2 przystanki?
Co za idiota sprawdza, czy w dodatku masz przy sobie uprawnienie, które klasyfikowałoby cię do ulgi – np. szkolnej, studenckiej, czy emeryta i rencisty?
Ale pojebów tu kurwa nie brakuje. Kosmos. Od początku…
Czasem masz takie uczucie, że wystarczy, iż wstaniesz, otworzysz oczy i już wiesz, że ten dzień będzie chujowy. Tak, dzisiaj tak miałam. Pierwsze dwa stopnie na śliskich schodach, utwierdziły mnie właśnie w tym przekonaniu. Jakoś opanowałam balans ciałem na tejże nawierzchni i kroczek po kroczku, ruszyłam w kierunku przystanku. Jakieś 30 metrów dalej, obserwuję jak mój autobus mknie w śniegu i nieśmiało spierdala mi przed oczami. Upojny widok. Czekam na następny, śnieg daje po oczach, mało co widać… W końcu jest, dotarł. Wsiadam, po czym przecieram rozespane oczy i niczym aligator w ofiarę, wpatruję się w znikający za oknem pejzaż! Nagle w myślach głośne: „kurwa!”. To moment, kiedy przypominam sobie, że po raz pierwszy w życiu nie wzięłam ze sobą portfela. Tak, kurwa nie wzięłam go! Portfel jak portfel, nawet chuj z nim, ale nie z tym, co miałam w środku… Jak się domyślacie, pomysł, aby teraz się zawrócić i z powrotem zapierdalać do domu po niego, byłby kompletnym obłędem – summa summarum – byłabym totalnie spóźniona, na co dziś nie mogłabym sobie zupełnie pozwolić. Tak, ale co miałam w środku? Ano kurwa mój miesięczy bilet, który miałby mnie magicznie przetransportować przez całe miasto.
Mówię sobie: „Kurwa, no to już musiałabym mieć zajebistego pecha, aby pierwszy raz w życiu jechać bez biletu i jeszcze natknąć się na kanara!”. No nic – ryzyk fizyk. Teraz to już i tak nic nie zrobię, bez biletu, bez pieniędzy, bez niczego praktycznie – ruszyłam z rzeszą innych ludzi. Jedziemy, a ja ukradkiem obserwuję, kto wsiada na każdym kolejnym przystanku. Same niepozorne osoby – emeryci, rodzice z dziećmi, studenci – jak i – żule, podżule oraz reszta tego typu niziny społecznej, o którą byłam absolutnie spokojna.
Z kilkoma przesiadkami, sama przed sobą stwierdziłam, iż udało się. Cudownie było odetchnąć u celu. Przez ostatnie kilka miesięcy, moje oczy ujrzały tylko kilka razy kanarów. Nigdy nie miałam, czego się bać, bo zawsze twierdziłam, iż po chuj sobie robić problemy, już lepiej kupić raz na miesiąc ten bilet i spać spokojnie, a nie za każdym razem, obserwować jak stróż na dyżurze – czy ktoś taki aby zaraz nie wsiądzie i nie zakończy mojej „przyjemniej” sielanki. W każdym razie, bilet zawsze był u boku.
Wiem, wiem doskonale, jak zachowują się ludzie bez nich. Oni zawsze stoją przy drzwiach, bo za każdym razem jest dobry moment, żeby spierdolić. Jak coś, to przecież zaraz wysiadasz… ;) Ale zaraz, bo widzę, że humor zaczyna mi się poprawiać, jak upuszczam tutaj te swoje żale – za to pamiętajmy – iż nie byłoby tu mojego wpisu, gdyby się coś nie wydarzyło! Przytrzymani w napięciu, słuchajcie kurwa dalej…
Wracam, bo w końcu i to mi przyszło zrobić. Godzina popołudniowa, jakoś po 15.00. Wsiadam sobie w tramwaj, nie kryjąc ekscytacji i zadumy na twarzy, jaką malował przede mną za oknem – śnieg i jego polarno-białe płatki. Zajebiste uczucie, tak po całym dniu – rozpieprzyć się w fotelu, nawet wygodnym… – zamknąć oczy i na moment się rozpłynąć. Nie zapomniałam jednak o tym, aby kontrolować przybywających pasażerów. Czując zwalniające ruchy tramwaju, rozklejałam powieki i specyficznym spojrzeniem, skanowałam twarze ludzi czekających na przystanku. Kojarzyłam już mniej więcej kanarów z widzenia, więc rozpoznanie ich raczej nie było trudne. Do czasu. W którymś momencie, zrobił się duży popłoch, ścisk. Masa ludzi wsiadła do reszty kolekcjonerskiego już muzeum. Szum, szmery i gwar. A ja myślę z nadzieją, że i teraz kanarów nie będzie. Zaraz przypomniałam sobie, że nie widziałam ich już jakieś 1,5 miesiąca, przez co prawdopodobieństwo, że i teraz ich nie będzie, jest całkiem spore…
Mimo to, siedzę i nie ruszam tyłka z miejsca, ale jednocześnie czuję, jak ktoś ciągnie mnie za włosy. Odwracam głowę, a tam jeden na drugim, jak śledzie, stoją poutykani w tramwaj ludzie, z czego w 90 % to moherowe społeczeństwo. Dobra strona mojej duszy, podpowiedziała mi tym samym, abym zaraz wstała i zrzekła się swojego miejsca na rzecz pary innych, starych nóg. Ustąpiłam miejsca, ale do domu miałam jeszcze około 12 przystanków. Mimo, że nogi bolały mnie niezmiernie, jakoś tak lepiej człowiekowi na duszy, iż mógł komuś pomóc…
Nagle widzę z około 2 metrów znaną mi twarz. Kojarzyłam chłopaka z widzenia, bo jest z mojego dawnego miasta. Widzę, że idzie w moją stronę, podchodzi do kogoś i o coś pyta. Nie wiem o co, ale coś kazało mi na niego spojrzeć jeszcze raz. Zjeżdżam wzrokiem niżej, a tu co widzę? Zajebiście kontrastująca biała plakietka na jego ciemnej kurtce! Kurwa mać! Patrzę tak przez chwilę jak zamurowana i się zastanawiam, co ja jeszcze tu robię? A on się zbliża…
Podchodzi do każdego… Ludzie jak opętani, jeden po drugim, wyciągają bilety w ekspresowych tempach…
Czekam i modlę się, aby tramwaj się zatrzymał, ale kurwa – przecież on dopiero ruszył! Nie mam szans. Podchodzi i z charakterystycznym ich kurwa uśmieszkiem, rzuca do mnie: „Można?”. Dezorientacja całkowita. Chwytam za torebkę i mówię: „Moment, tylko znajdę… o, gdzieś tu jest…”, a ten kurwa stoi nade mną i czeka, choćby mógł spokojnie podejść do innych osób obok – zaraz obok – ale czeka akurat KURWA NA MNIE !!!
Nie wiem jakim cudem, tramwaj się zatrzymał, rzuciłam do niego: „I tak wychodzę…” – po czym nie było mnie z prędkością światła… O tym, że wyszłam, zorientowałam się po jakichś 30 metrach, które przemierzyłam w zupełnie innym kierunku, od mojego domu. To był chyba jakiś instynkt przed zagrożeniem! Bo co w takich sytuacjach robić? Spierdalać!
Wiem jedno – to, że ustąpiłam tej kobiecie miejsca – to najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić. W innym wypadku? Na pewno bym go nie widziała, ten podszedłby do mnie siedzącej, stał nade mną, a ja niestety już nawet nie miałabym jak uciec w tym ścisku… Za to jak wstałam, od razu przesunęłam się w kierunku wyjścia, żeby mieć dostęp do tlenu w tej paraliżującej dwutlenkiem, otchłani. Powiedzcie mi jedno, czy to kurwa nie jest pech? Przysięgam Wam, że to właśnie była moja pierwsza jazda bez biletu…
To nie koniec tego fatalnego kurwa dnia! Wysiadłam i co teraz – jak do domu tyle kilometrów jeszcze? Raz się udało, ale to znaczy, że kanary pewnie dziś są wszędzie… Nie pozostało mi więc nic, jak przemierzyć resztę na pieszo. Śnieg mieni mi się oczach, a ja przypominając coraz większego bałwana, mknę w ślizgawicy kolejne przystanki… Teraz dosyć szybko robi się ciemno, a ja miałam jeszcze do przejścia sporą ilość uliczek i praktycznie cały las. Jak się domyslacie, oświetlenia w lesie nie ma, tak więc czego jeszcze dziś mogłam się spodziewać – to morderców, złodziei i gwałcicieli, tej popierdolonej degeneracji… A wierzcie, że naprawdę bywa tu niebezpiecznie.
Co sobie powiedziałam na otuchę? Nie mając w torebce nic, poza niedojedzonym śniadaniem, kilkoma zeszytami z uczelni i dwiema książkami – idąc przez ten zajebisty las – pomyślałam sobie, że jak napadnie mnie złodziej – to kurwa oddam mu torebkę, pomacham i krzyknę: „Dzięki za pomoc. Miłej nauki!”. ;)
8 stycznia, 2013 o godzinie 23:00
Kurwa, miałaś farta z tym kanarem :D
9 stycznia, 2013 o godzinie 07:48
Hah, nieźle. Historia trzymająca w napięciu, szczerze powiem, myślałem że Cię chuj już całkiem dorwie i kilka ładnych złotych ubędzie z portfela, a tu proszę :D Ale niema tego złego coby na dobre nie wyszło! Teraz już na pewno nie zapomnisz portfela, a poza tym łażenie w śniegu spadającym z nieba ma swój urok czyż nie? ;)
9 stycznia, 2013 o godzinie 15:19
Jak masz bilet miesięczny, a nie masz go przy kontroli (jest wypisany na Ciebie i ma pieczątkę z wcześniejszą datą), to trzeba udać się ładnie do biura przewoźnika, powiedzieć jak wygląda sytuacja, poprzeć ją biletem i dowodem (/legitymacją szkolną/studencką) i płaci się opłatę manipulacyjną. W przypadku naszego śląskiego kzkgop to jest 10zł :-D
Ale i tak miałaś farta. Z resztą sam kiedyś pisałem o kanarach. Mi się nie poszczęściło, no ale zamiast mandatu 120zł zapłaciłem za bilet 50 (ładnie poprosiłem panią w sklepie o podbicie go z wcześniejszą datą ;D) i opłata manipulacyjna 10zł.
9 stycznia, 2013 o godzinie 17:21
Też już kiedyś o chujach pisałem. Kurwa chłopy w sile wieku a bileciki sprawdzają. Wiesz Mikel, nie wiadomo czy wszędzie są takie zasady jak u nas, ale bardzo prawdopodobne, że tak jest.
Najbardziej mnie jeszcze wkurwiają tacy, co Ci kurwa wszystko sprawdzają. Biorą Ci np. legitymację i oglądają z każdej strony. Kiedyś kurwa jechałem do szkoły, bilet kupiłem, skasowałem, przychodzi kurwa kanar około 30, nie jakiś koks, ale chudzina nie był. Daję mu bilet, przygląda się, mówi, że mam mu dać legitymację. Mówię, że nie mam, ale przecież kurwa widać, że do szkoły psi chuju jadę! Mogę pokazać książki do (wtedy) drugiej liceum, więc logiczne, że mam tę pierdoloną zniżkę. A jakoś staro na swój wiek nie wyglądam. Okazał wielką łaskę, że kazał mi wysiąść na najbliższym przystanku -.-
10 stycznia, 2013 o godzinie 23:34
a trzeba było an cały tramwaj ryknąć zboczeniec albo gwałciciel i sprawa by się wyjaśniła od razu
11 stycznia, 2013 o godzinie 14:14
ja to o swoich potyczkach z kanarami to bym mógł książkę napisać a strony do niej z mandatów bym zrobił tyle tego miałem kiedyś, do tej pory mi frajerzy przesyłają te ich śmieszne upomnienia….kto to w ogóle płaci śmiech na sali…
11 stycznia, 2013 o godzinie 14:24
pamiętam taką śmieszną sytuację spory czas temu gdzie jechaliśmy w trzech bez biletów i dokumentów w dodatku dwóch z nas miało no powiedzmy większą ilość nielgalnych nielegalów i kurwa kanary ahahaha ceregiel jakich mało, bo wszystko było by git jakby wypisali te kwity ale oni twardo przy swoim, że albo dokumenty albo psy!!i się kurwa doigrali, że tak powiem wykurwialiśmy awaryjnym wyjściem na skrzyżowaniu a jeden z nich trochę urwał od dwóch moich kompanów, osobiście to nawet ja byłem w szoku nie wspominając o ludzich w autobusie hehe takie akcje są bezcenne;)
12 stycznia, 2013 o godzinie 20:01
Mnie jak kanar zwiną i mandat wypisywał to kumpel co obok stał spytał kanara czy kocha swojego syna. Od razu przestał wypisywać bo mieszkał w tej okolicy co kumpel
12 stycznia, 2013 o godzinie 21:41
Widzę, że większość miała tu z nimi styczność – o ile nie wszyscy. Czasem tak w życiu jest, że trafem się uda. Ja miałam szczęście w nieszczęściu, bo to już musi się zdarzyć, żeby raz w życiu jechać bez biletu i tu jeszcze trafić na spotkanie z tymi ludźmi.
Życzę Wam jak najmniej niespodziewanych wizyt w komunikacji. ;)