Wkurwy oznaczone tagiem: ‘krakowskie puby’
Knajpy w Krakowie
13 grudnia, 2009, Autor: ZiutekWkurwia mnie, że w tym jebanym mieście, które ma taki potencjał do nocnego życia jak chyba nigdzie indziej w Polsce, jest tak mało fajnych knajp.
Kiedyś, jak jechałem do Dublina, ktoś mi powiedział:
– Pojedziesz, zobaczysz tamtejsze puby, to jest dopiero coś…
A ja, pamiętając jeszcze studenckie czasy i włóczenie się po knajpianych piwnicach, odparłem:
– E tam, przecież Kraków jest znany ze swoich pubów, a poza tym knajpa to knajpa…
Czas pokazał, jak bardzo się myliłem.
Pojechałem do Dublina, mieszkałem tam kilka miesięcy. Razem z kolegami z pracy zaczęliśmy poznawać uroki nocnego życia w tym mieście. I nieraz było tak, że wchodząc do jakiegoś lokalu, np do Cafe en Seine, staliśmy wszyscy w progu próbując znaleźć własne szczęki na podłodze. Tam właśnie opadły, gdy zobaczyliśmy te wnętrza, te gigantyczne, pięknie wystrojone sale, pełne ozdób, których o dziwo nikt nie niszczył, wspaniałych żyrandoli, rzeźb, luster. A pośród tego wszystkiego stali, siedzieli, bawili się ludzie, ładnie ubrani, dziewczyny w większości w ślicznych sukienkach, faceci w większości w eleganckich koszulach lub gajerkach, wszyscy trzymając w dłoni drinka albo kufel Guinnesa. I nikt tam nie palił, nikt nie demolował lokalu, nikt nie rzygał po kątach, nie robił dymu, nikt się nie bił. Ludzie tam przyszli się bawić, tańczyć, słuchać muzyki. Ludzi było mnóstwo, w każdym wieku, młodych, starszych, nieważne.
I wtedy zrozumiałem.
Dwie rzeczy:
1. Jak naprawdę powinny wyglądać fajne puby.
2. Po raz milionowy – w jakim chujowym kraju mieszkamy.
Bo jak to wygląda u nas?
Nie chodzę po knajpach już tak często jak kiedyś, bo po pierwsze wiek już nie ten, a po drugie nie ma gdzie, ale jak wybrałem się ze znajomymi jeszcze niedawno to moje wrażenie na temat krakowskich lokali jest takie:
Rynek zamienił się głównie w zbiorowisko knajp, gdzie pijani angole (lub inni przyjezdni) szukają głupiej polskiej laski, którą można by zerżnąć. I która będzie się cieszyć, że zerżnął ją anglik albo jakiś inny portugalczyk czy ki chuj. Większość (99%) tych knajp mieści się w piwnicach i są to dla mnie obskurne nory, cuchnące potem i dymem papierosowym, do których nawet nie wchodzę, bo po prostu się brzydzę (tak, jak byłem studentem inaczej na to patrzyłem, ale z wiekiem człowiek zaczyna dostrzegać tego typu rzeczy). Część z tych knajp opanowana jest też przez małoletnie menelstwo i wchodząc tam można zobaczyć sceny typu laska rzygająca na schody lub koleś szczający pod wejściem.
Kazimierz był przez pewien czas fajny z tego powodu, że większość lokali znajduje się na poziomie ulicy, a nie w ciasnych piwnicach, co już jest dużym plusem. Ale i ten plus z czasem stracił na znaczeniu. Wszystkie te knajpy postrzegam jako cuchnące nory, po powrocie z których należy niezwłocznie wrzucić całe ubranie do pralki, bo odór papierosów zmieszanych z ludzkim potem jest nie do wytrzymania.
Była jedna knajpa, którą lubiłem, nazywa się Stajnia. Co prawda tak samo zadymiona i w dodatku bez dobrej klimatyzacji, ale przynajmniej muzykę grają tam fajną. Ale ostatnio otwarli na sąsiedniej ulicy inną knajpę, taką modną, z muzą a’la techno, house itp, i wszyscy się tam wynieśli. A tam same lachony dające dupy i faceci, szukający laski do rżnięcia. Ale knajpa jest modna, nowoczesna, więc wszyscy tam lezą. I teraz nawet ta Stajnia zeszła na psy, bo mało kto już tam zagląda, a jak poszedłem tam miesiąc temu jeszcze to same stare ramole (60 lat i powyżej). O co chodzi? I jakaś ekipa ze wsi, spitych, prosto chyba z remizy (autentycznie), jeszcze tylko im bron brakowało (paru było agresywnych). Bez sensu. A najgorsze, że nie ma gdzie indziej iść. Bo albo wszędzie sama gównażeria, albo wszędzie puste laski dupodajki i faceci z łańcuchami na szyi, albo pijane angole.
Ja pierdole, jak mnie wkurwia beznadzieja tego miasta!
Tagi: knajpy, Kraków, krakowskie puby, puby