Wolny Czas Rodzica
21 marca, 2021, Autor: Letalne PrącieZaczyna mi odbijać. Mam od zawsze problem z ogarnianiem swojego czasu. A najbardziej brakuje mi go na cokolwiek, co nie jest obowiązkiem. Ostatnie miesiące to jakaś masakra.
Podczas normalnego funkcjonowania sprzed pandemii jak już podjechał jakiś pierdolony, spóźniony autobus do pracy to miałem te 40 minut dla siebie. W tym czasie da się w samotności nawet obejrzeć odcinek Bojacka Horsemana.
Ok, pandemia i zamknięcie trwa od jakiegoś roku – niczym nie dojeżdżam, pracuję z domu. Ale dopiero od kilku miesięcy wkręciła mi się jakaś faza na panikę przed brakiem czasu dla siebie na cokolwiek.
W ciągu tygodnia jestem w pracy. Przed pracą odprowadzam do przedszkola, a po pracy jestem z dzieckiem. Jeśli nie z dzieckiem to robię jedzenie, zakupy, sprzątanie, śmieci. Usypiam juniora i też często wygrywam z nim wyścig 'kto pierwszy zaśnie’ i dzień się kończy.
W weekendy też jestem z dzieckiem. Czasami gada, czasami ryczy. Żeby nie było, bardzo lubię nasz wspólny czas, ale za to nie chcę się wyrzekać całej reszty życia.
Coś zacznę robić, przychodzi dziecko. Boję się czegokolwiek zacząć, bo wiem, że za 5 minut mi ktoś przerwie. Jak nie przychodzi to słyszę jej jęki i ryki. Żeby nie ryczało muszę do niego iść i tak kółko się zamyka.
Chodzę taki nabuzowany po mieszkaniu i staram się nie rzucić czymś w okno, bo mnie nosi od tej bezsilności. Jeszcze sąsiedzi mają zegar z pierdolonym kurantem, który nakurwia gongiem co pół godziny. I nie słyszę „ding dong siódma!” tylko „ding dong JUŻ jest siódma, a co ty kurwa zrobiłeś tego dnia?”.
***
Jest niedzielne popołudnie. Mój mózg już jest jedną nogą za granicą wytrzymałości. Dziecko napierdala non stop, tato to tato tamto. Słodka dziewczyna, ale czasami chciałbym odetchnąć. Mówię Małży, że robię kawę i żeby się zajęła chwilę dzieckiem, bo mnie już nosi. Nie każdy ma do dzieci dryg, nie każdy te dzieci lubi, nawet jeśli są to ich własne kurwa dzieci. Siadamy na kanapie oboje, młoda zniknęła na chwilę gdzieś w swoim pokoju.
Zamykam oczy.
I czuję jak napływa fala paniki, że na 7 dni w tygodniu nie mam dla siebie godziny czasu, a jak w końcu mam chwilę, to jestem psychicznie rozjebany i cały czas poświęcam na to, żeby się pozbierać do równowagi. Wjeżdżają myśli o pracy, że może powinienem wstać jutro siąść przedszkolem… i nagle słyszę ryk, który wybudza mnie z tych wielce odprężających wątków.
„Dzieci płaczą w kurwę łatwo” nucę po raz dziesiąty dziś i nienawidzę się za to, że nie mogę się pozbyć tej piosenki z głowy od miesięcy. Dziecko drze już ryj. Małża zaczyna jakiś wywód do niej, chyba żeby ją uspokoić, ale nawet ja nie rozumiem, o co jej chodzi. A co dopiero płaczące dziecko…
Ale oczy mam twardo zamknięte. Nie podniosę powiek, nie włączę się w to, ni huja, dajcie mi kurwa kwadrans. Pół minuty tak siedzę twardo, ale ryk mi już świdruje mózg nieprzyjemnie. Dziecko śpiące, więc ryczy bez powodu i żadne „czy wiesz jaki jest powód twojego płaczu?” raczej nie pomoże. Nie położę młodej o tej porze, bo za godzinę wstanie i nie zaśnie mi do pierwszej. Trzeba pacyfikować teraz.
Otwieram oczy.
„Chodź na rączki”.
Chlip chlip, minuta pięć i dziecko naprawione. Już chce się pochwalić jakimś tańcem, więc nic nie trzeba kurwa robić, tylko patrzeć i miło by było gdyby zrobił to drugi rodzic. Który zasnął. No kurwa mać, Małża wypiła kawę i zasnęła. Ekstra. No to myk w wir zabaw z dzieckiem, urozmaicanie obowiązków asystą trzylatka itd…
Małża po jakimś czasie wstała. Wetknąłem jej gówniaka, założyłem słuchawki, rozjebałem muzykę i ostrzegłem, że jak dziecko do mnie podejdzie to nie ręczę za siebie. I na co poświęcam te swoje 40 minut? Na ochłonięcie, na spisanie tego wkurwa jako terapii. Nie tak sobie wyobrażam „wolny czas” kurwa mać.
17 kwietnia, 2021 o godzinie 17:26
Ha ha :-DD