Pro8bl3m…
24 marca, 2019, Autor: NukaTo nie będzie typowy wkurw, to będą wspomnienia z dystansem i próba pogodzenia się z miejscem, w jakim zdarzyło mi się być.
Jakiś czas temu trafiłam na bardzo randomową imprezę. Impreza miała taki charakter, a nie inny – bo jak się okazało – gospodarz wcześniej nieźle się kamuflował ze swoimi mrocznymi i zagadkowymi upodobaniami. Czar goryczy dodawał fakt, że byłam tam sama ze znajomą, a tabliczka z napisem „wyjście ewakuacyjne” praktycznie nie istniała.
Skrócę zatem – byłyśmy w ciemnej dupie, bez możliwości powrotu przez najbliższe 7-8 godzin…
Imprezę opiewało sześć osób, w tym my dwie i czterech panów. Pragnę w tym miejscu dodać, że to było czterech, ładnie już porobionych panów, z czego znałam tylko jednego z nich. I pomyśleć, że ten właśnie „romantyk-gospodarz” poznany z innej strony, wcześniej smalił do mnie cholewki… Od samego wejścia do mieszkania owego patusa (bo tak już o nim będę pisała) nie przywitano nas chlebem i solą, a pytaniem, czy długo się z moją koleżanką znamy. Co byście pomyśleli? Wówczas skala czujności po tym pytaniu wywindowała u mnie niesamowicie wysoko i kazała być kurewsko baczną i ostrożną aż do momentu opuszczenia tego miejsca. Widziałam po kumpeli, że jej także coś silnie przelało się we flakach. Zrobiło się mniej śmiesznie. Bynajmniej nam.
Usiadłyśmy, próbując nie dać po sobie poznać, że trafiłyśmy nie do tej bajki, cośmy chciały. Ba, pomyliłyśmy nie tyle książki, co nawet kurwa księgarnie…
Od lewej… Na pufce usiadł sobie K.
K. miał oczy tak porobione, że przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, kto mu aż tak symetrycznie przypierdolił, tworząc dwa ciemne lima pod nimi. Ale to nie były lima. Podobno to był jego naturalny look. Wisienką na torcie była jednak skala idiotyzmów, jakimi K. okraszał ten mało przyjemny wieczór. Dowiedziałam się na przykład, że bezsensem jest studiować, nie robiąc przy tym doktoratu. Że – jak to ładnie określił – „jak się studia zaczyna, to się je kończy”. Inną sugestią było to, iż „kobietę trzeba sobie wychować”. Zastanawiam się tylko, czy muszę w tym miejscu Was moi Drodzy informować, że owy intelektualista nie miał ani studiów, ani kobiety?
No. Także tego…
Obok na kanapie kolejny kolega. Mówcie co chcecie, imienia jego nie znam, bo nawet nie wiem, czy nam się przedstawił. Jego obecność polegała tylko na tym, że umiejętnie milczał. Nie pamiętam jego głosu, nie wiem nawet czy umiał mówić. Ktoś rzucił, że tak. W każdym razie dobrze doprawiał scenariusz „imprezy” swoją skrupulatną ciszą, a gdyby miał tam odgrywać jakąś filmową rolę, to byłaby to rola grabarza. Sprzątnąłby, gdy byłoby już po wszystkim.
Wtedy moja kumpela. Niemowa opisany powyżej siedział tuż obok niej, jak kot lekko na obręczach kanapy, a więc może milczał dlatego, że próbował z góry oszacować jej biust. Nie wiadomo do dziś…
Następnie ja, a obok mnie Waśnie Pan.
Waśnie Pan – kanalia – kłamca – gospodarz-(nie)romantyk – leń. To ma przed nazwiskiem, a raczej powinien mieć, tak jak i jego „dobry przyjaciel”, pan el doktor K. Mój adorator siedział w bardzo strategicznym miejscu, aby mieć wszystkich na oku, bo… daleko, niemal na samym końcu narożnika. Na tyle daleko ode mnie, że miałam wrażenie, że to nie jest ta sama osoba, którą kiedyś poznałam. Nie to, żebym tęskniła za jakimś jego uściskiem, ale widać, że bardzo mu zależało na tym, aby przy kolegach nie wypaść na pantofla. I bardzo mu się to udało. Bo nie wypadł. Wypadł na gbura. („kobietę trzeba sobie ustawić” – no, wiecie o co chodzi…) Acz, to i tak kropla w oceanie żenady, jakiej doświadczyłyśmy.
Gospodarz utrzymywał pozory dobrej imprezy pytając, czy czegoś nam nie brakuje. Zaiste, największą potrzebą tego wieczoru był dla mnie sok pomarańczowy, a nie własne bezpieczeństwo, skurwysynu. Grunt, że byłeś spostrzegawczy. Dziękuję za ten sok.
Po jakichś dwóch godzinach wpadł D. Chyba najnormalniejszy z męskiej populacji tam obecnej.
D. usiadł na pufce obok K., centralnie na przeciwko nas dziewczyn. Z początku wygadany, miły, sympatyczny, wesoły. Po pewnym czasie zjadł jakieś ciastko ze stolika. (I tutaj właśnie didaskalia – bardzo ważny fakt – z poczęstunku tam obecnego na tyle osób, były TYLKO: mięso, sałatka z fety i ogórka, jakiś suchy chlebek i ciastka na jeden półmisek). Po jakichś 15 minutach D. zjadł drugie. I po pół godziny zamilkł prawie na amen. Czy ktoś z Was może wie, co owe ciastka mogły mieć w składzie, że kolega zwiesił się na kilka godzin, nic nie mówił, zaczerwienił dość mocno i przez kilka godzin z dziwnym uśmieszkiem wgapiwał się tylko w nas dwie, sprawiając wrażenie, że chłopaków obok nawet nie ma? Rozkminiam to już któryś tydzień, ale każda pomoc wskazana.
Na całe szczęście od momentu wejścia, zjadłyśmy tam jedynie mięso prosto z piekarnika (licząc na to, że gdyby co – to wysoka temperatura zabiła jakiekolwiek obecne tam kurestwo), którym i oni się raczyli. Do czego zmierzam – ciastka były nam podsuwane pod nos kilkukrotnie i to już od samego wejścia… Dość dziwne, bo zazwyczaj częstuje się gości czymś porządnym, a wszelkie zapychacze chyba są później, no nie? W każdym razie, osobliwe i tak, że na męskim stole zabrakło rzeczy typu: chipsy, paluszki, krakersy – czyli typowo (zdawałoby się) zwyczajnych i powszechnych przekąsek, a był półmisek jasnych ciastek, których żaden z nich (poza nieświadomym D., który przyszedł później) nie ruszył.
Na szczęście obie mamy ten sam radar z kumpelą na wątpliwych cukierników.
Ta „impreza” ma jeszcze wiele wątków, Moi Mili. Pamiętam, że w telewizji leciały jakieś hiphopowe teledyski. W pewnym momencie, pato-romantyk-gospodarz stwierdził, że tej blondi z teledysku „Molly” to by nawet kijem nie ruszył, na co dostał aprobatę wystrzelonego w kosmos pana K. Czułam, że pływamy już w oceanie żenady. Ba, oni nawet już tam nurkowali, a my na potrzeby przetrwania, udawałyśmy, że wcale nie jest tak chujowo, na ile to wszystko wygląda. Do dzisiaj Pr8bl3m skleja mi się z tamtym wieczorem i myślę, że Tuszyński by to sprawnie opisał. Może mu to zlecę.
Jak się skończyło… Spierdalałyśmy stamtąd nad ranem, pierwszym pociągiem, jaki był. Wtedy, kiedy gospodarz soczyście spał w pokoju obok, a reszta ekipy powinęła się wcześniej.
No i nigdy. Nigdy kurwa więcej.
Kategoria Miejsca, Niewkurw, Różności
24 marca, 2019 o godzinie 17:16
Ty to masz talent do takich miejsc i akcji…
24 marca, 2019 o godzinie 17:27
Serio! Nie wiem, czy zauważyliście, ale jakiś czas temu usunęłam stąd większość wpisów, co by nie uchodzić za psychopatkę z nadmiernym zapotrzebowaniem na niebezpieczne emocje. Prześladuje mnie jakiś fetysz dziwnych przygód. Średnio raz w miesiącu coś mam. Nadal. Nie zawsze tak heartcorowego, ale najwyraźniej mam limit do wyczerpania większy niż inni…
Fuck that.