John Irving „Mordo ty moja”
29 października, 2015, Autor: Letalne Prącie Lubię Johna Irvinga, a właściwie postacie z jego książek. Zazwyczaj są to proste typy, proste charaktery, myślące we w miarę logiczny sposób. I zazwyczaj świat zewnętrzny nadinterpretuje wszystko co robią, tworząc niezręczne, a czasem przykre sytuacje. I sam mam podobnie.
Przykład z pracy: udaję się do łazienki umyć twarz, bo się zatłuściła. Przepłukuję, wycieram wciskając głowę pod pachę i idę się jeszcze odlać. Wychodząc mijam się z jakimś typem, który gdy na mnie patrzy, aż lekko cofa głowę. No faktycznie, trochę tej wody zostało na paszczy i rękach, więc pewnie połączył fakty śladów wody z tym, że odchodziłem od pisuaru w logiczny ciąg szczania sobie na twarz i ręce.
Zazwyczaj też widzę w tych postaciach takie sieroty życiowe, żeby nie powiedzieć spierdolinki, bo mimo szczerych chęci są one faktycznie strasznymi nieudacznikami. Sam chciałbym być jakimś bohaterem rewolwerowcem, albo złotą rączką w swoim domu, ale w głębi serca wiem, jak widzą to inni.
Kto lubi wizyty u dentysty? A kto lubi napuchnięty, bolący ryj i szukanie czegokolwiek, by to jakoś załagodzić? Podejrzewam, że nie-wszyscy nie-lubią, bo zawsze się trafi jakiś psychopata, ale lwia część społeczeństwa raczej stroni od obu sytuacji.
Otóż po męczeńskiej nocy pełnej bólu, ciągłego popijania lodowatej wody, oddawania moczu i oślinionej poduszki wybrałem się do stomatologa. Oczywiście prywatnie, bo nigdy w życiu nie zgłosiłbym się do NFZ z czymkolwiek a) ważnym, b) niecierpiącym zwłoki, no i c) w NFZ też się płaci za obsługę japy, więc ten skrótowiec prawdopodobnie ma dużo prawdziwsze rozwinięcie, niż to oficjalne.
W gabinecie przywitała mnie miła, ładna, młoda pani. A miarodajną oceną jej wdzięków jest fakt, że ta myśl, że pewnie jest tu tylko na praktykach i prawdopodobnie wyjebie mi zdrowy ząb wcale mi nie przeszkadzała. Jak prawdopodobnie każdy zdrowy facet w takiej sytuacji nie chciałem być oceniony jako miękka jęczybuła z niesymetrycznym ryjem, ale przy próbie powiedzenia czegoś innego niż stęknięcie – ból rozrywał mi czaszkę, więc sobie darowałem. Widać musiała to wyczytać w mych oczętach i zagadała coś uspokajającego. Dzięki temu poczułem się jeszcze bardziej nieswojo, niż gdybym jednak się odezwał jakkolwiek, no choćby żałośnie. Ale widać przyzwyczajona raczej do śliniących się gąb. Dobra, koniec tego Harlequina.
Leżąc na fotelu, po pierwszym zastrzyku przeciwbólowym udało mi się zapytać, czy ja się tak stresuję, czy tu jest tak gorąco? „Oj wie pan, w samym fartuchu to tu chłodno”. Siedziałem w bluzie, bo jesień mamy w tym odcinku mało przyjazną. Drugie znieczulenie w mordę i się zaczęło. Cmyr smyr piersią o ramię, pierwsze próby wyrwania zęba, fiasko i chwila przerwy. Kolejne próby wyrwania, kolejne fiaska i przewy. Wyczuwam lekką panikę babeczki, ewidentnie coś jest nie tak. Zaczynają jej drżeć ręce z wysiłku, ja się już zastanawiam, czy może by jej nie pomóc?, ale na szczęście chrupnęło, mlasnęło i upragniony koniec nastał.
We łbie panował chaos przez nadmiar intensywnych myśli (w stylu „kurwa, będę szczerbaty”, „o, znów ociera się cyckami” albo „mlaszczący korzeń, hehe”). A to sprawiło, że w ogóle nie rejestrowałem co się działo z resztą ciała. Niby to ząb wyrwany, ale bolą mnie ręce od zaciskania pięści, spompowane jak po czwartej serii z Chodakowską. No ale panika powoli odpływa, Babeczka coś tam tłumaczy, ja przytakuję i udaję że cokolwiek do mnie dociera. Kiedy szykuję się do opuszczenia pokoju, myślami już krążę wokół roboty i jak tam wytrzymam. Usiadłem jeszcze na chwilę na krzesełku przy jej biurku podpisać jakiś świstek, wstaję i odwracając się do wyjścia mówię „dowidzenia” i widzę, że Babeczka odpowiadając odwraca głowę w moją stronę, ale jej oczy uparcie skupiają się na innym miejscu: zanim spojrzała na mnie, przez chwilę wgapiała się w krzesełko na którym siedziałem. Podążam wzrokiem, a tam… mokra… plama.
Wybiegam niemalże z gabinetu, no kurwa, chyba się nie zlałem, ja pierdolę, macam się po spodniach a te całe wilgotne. Na szczęście od potu, więc wstyd jak beret, ale w granicach… eee… przyzwoitości?
Trzy dni później.
Miało mi się tam zrastać to dziąsło o ile nie będę zasysał tej dziury, jakkolwiek to brzmi. Nie piłem przez słomkę, zęby myłem jak piórkiem, płukałem wodą jak anemik, a tam wciąż czuję dziurę i chyba mi to mięsko dynda. No jak dynda, to się nie zrośnie. Idę do Babeczki na kontrolę. Po drodze zastanawiam się, czy wejść z kamienną twarzą, czy może jednak zażartować z tego mokrego krzesełka, bo już sam nabrałem do tego dystansu. Ale z planów nici, Babeczka odebrała mi inicjatywę przechodząc od razu do rzeczy:
– Dzień dobry, wszystko w porządku, goi się?
– Ciężko tam zajrzeć, ale chyba coś się oderwało. Nie boli, tylko nie wiem czy to się tak zasklepi…
Babeczka marszczy brwi, wskazuje fotel, a ja się zastanawiam wciąż, że może jakoś naprawić tą przykrą historię naszej relacji. No na kawę jej nie zaproszę, ale kurde blaszka zmoczyłem jej krzesełko:D W międzyczasie grzebie mi paszczy, ja tu się silę, żeby się nie spocić tym razem od myślenia, bo przyznam, że słabo mi ten mózg pracuje jak ktoś tuż obok niego baraszkuje w jamie ustnej. No peszy się mózg i ja z resztą też, bo sprężysta pierś ugniata mi ramię.
Zadumę przerwała Babeczka:
– Niech się pan nie martwi, ale pozwoli pan, że nie będę wnikała co to jest – powiedziała wyciągając z moich ust pęsetę, w której uchwycona była długa skórka od kaszanki.
31 października, 2015 o godzinie 14:59
Do dziś pamiętam, jak za sprawą (mało) wprawnej ręki pani dentystki, pozbyłem się dwóch zębów trzonowych. Co prawda, jako małolat, strasznie się bałem. Trzęsło mną jak wielkim dildo, a wizja piersi „nie pierwszej jędrności” pani stomatolog spoczywającej na mojej głowie, dodawała tylko tragizmu całej historii. Osobiście nie pozostawiłem po sobie żadnych mokrych śladów, ale mimo upływu lat, traumę mam do dziś… :c Historia z kaszanką mnie rozjebała – limit wstydu wyczerpany! xD
1 listopada, 2015 o godzinie 00:02
Mi kiedys taka stara cipa grzebie i kurwa pyta Boli? Nakurwiało że japierdole. Dalej kurwa grzebała i to samo kurwa pytanie. Ja tam prawie mdlałem z bolu. Potem zaczeła wiercic. Tak chujowo wiercila że nie wiem co zrobiła ale tak kurwa zabolało że aż jej wiertło wyrwałem i zostało mi w zębie. A ta kurwa krzyczy na mnie. Potem cały dzien się zwijałem z bolu. Było to za lebka z 8 lat temu. Do tego czasu nie mam skonczonego tego zęba. PS. Pisze z telefonu więc błędy napewno są :P
1 listopada, 2015 o godzinie 00:24
parsknąłem śmiechem jak młody warchlak mówiąc tylko: „Dobre” :)
6 listopada, 2015 o godzinie 19:40
Dyszka. Świetnie się czytało. Miałem się zapisać do dentystki niedługo, ale po przeczytaniu twojej opowieści mocno się zastanawiam :P