Komfort dawno na minusie.
22 stycznia, 2013, Autor: ErniNie, no kurwa po prostu na pewne sprawy mi już ręce opadają! Kurwa, już przelewam esencję mojego popierdolonego dnia:
A masz:
Staram się nie wkurwiać na komunikację miejską, ale za każdym razem, ktoś lub coś wprowadza mnie w taką frustrację, że to kurwa się już nawet w pale nie mieści! Dzisiaj to było sedno wszystkiego! Wyobraźcie sobie, co mnie w ten dzisiejszy, zajebiście piekielno śnieżny dzień – tutaj wać Państwo – spotkało.
Co za oknem widać – tego kurwa opisywać nie muszę każdemu z osobna, bo Grenlandia + Russia to mało powiedziane w tej chwili. Pizga.
Śnieżyca niesamowita, nikt i nic – nie rusza dupy, żeby cokolwiek odśnieżyć, w zamian samochody jeszcze bardziej rozjeżdżają walcem tą ubitą białą masę, która rozpływa się cudownie na boki, upierdalając chodniki i tworząc na nich wyboje do tego stopnia, że niedługo zaopatrzę się kurwa w narty. Wmówiłam sobie, że zima nie jest taka zła… I miałam rację. Nie jest zła. Jest chujowa. Najbardziej znienawidzona przeze mnie pora roku. Ale dobra… Ubrana na cebulkę około południa, zaczepiam się o przystanek. Dosłownie sekundę wcześniej, wychodząc z innego autobusu, zauważyłam, jak mój kolejny – rutynowo mi spierdala. To już nawet nie dziwi i nie zaskakuje. Wkurwia – ale nic więcej. Jestem już jałowa, gdy to widzę… Zero emocji, tylko przyzwyczajenie.
Kiedy zdążyłam pomachać już kierowcy, wślizgiem weszłam pod budkę, symbolizującą przystanek. Tak swoją drogą… to kto takie kurestwo wymyślił? To ma być jakaś ochronka, osłonka dla ludzi? Trzy zabezpieczone przezroczyste ściany, gdzie z każdej wieje tak samo, jak w szczerym polu? Brawa dla pomysłodawcy. Nawet biss. Szkoda, że nie pomyślał o tych 20 centymetrach z dołu, które przepuszczają całą pizgawę, trafiając nam w stopy. Może kurwa robot to konstruował, ale mniemam, że życia ów człowiek nam nie ułatwił. No i byłoby super, gdyby ten intelygent, znając się choć trochę na życiu, dorobił czwartą, parzystą ścianę – takie kurwa po prostu zamykane drzwi, gdzie możnaby chociaż poudawać, że jest ciut cieplej. Ale nie, bo po co… Żeby na to wpaść, by trzeba już być kurwa mną. Zaraz się dowiecie, jak by taka rzecz zajebiście się człowiekowi przydała… W zajebiście zimowych warunkach.
Wylądowałam na tym feralnym przystanku i kurwa czekam. Poprzedni spierdolił, więc i sugerując się rozkładem jazdy, wiszącym na przeciwko jednej z brakujących ścian, czekam na następny. Ten zaś miał pojawić się za 10 minut. Mija… 5… 10… 15… 20… 25… 30… 35… 40… jebanych minut, a popierdoleńca nie ma! Kurwa, w każdej kolejnej minucie, przybywało zimorodków. W pewnej chwili, stwierdziłam, że razem ze mną czeka przynajmniej 70 osób! Wyobrażacie sobie kurwa coś takiego, mającego zapełnić system, zaraz po wejściu do autobusu? Tracę nadzieję. Zapada zmrok, ludzie zaraz rozpalą ognisko w samym centrum tego kurwa miasta. Nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi tak zimno. Zmarzłam tak, że o ja pierdolę… Jak nie będzie zapalenia płuc, to udam się na pielgrzymkę do Częstochowy, z niekrytym entuzjazmem.
Na przeciwko widzę, że autobus mojej linii, jedzie w drugim kierunku po raz 4-ty, a ja i reszta wkurwionych Polaków, czekamy do usranej śmierci, czy zobaczymy z daleka nadjeżdżającą w naszym kierunku oazę. Rekord pobity. Po 45 minutach, podjeżdża po nas bus i tylko czekam na kolejność wydarzeń. Jak można się domyśleć, autobus podjeżdżając, był już wypchany po brzegi. Nie było nawet kurwa stojących miejsc, wyobrażacie sobie!? Ja i tak już dawno zapomniałam, co to znaczy siedzieć w autobusie, ale kurwa, żeby nie było gdzie się wcisnąć? Jak mówią, Polak potrafi. I potrafił…
Chmara, niczym szarańcza, wpierdala, szukając dla siebie kilkunastu centymetrów, żeby zmieścić buty. Każdy na każdym! Byłam w wielu tego typu autobusowych korkach wewnętrznych, ale to, co wydarzyło się w tym pojeździe, to był kurwa horror. Mordor, a do domu ponad godzina jazdy!
Miałam wrażenie, że tutaj każdy na każdym kopuluje! Ja pierdolę, zero przestrzeni, powierzchni, osobności, intymności. Nie byłam nawet w stanie sprawdzić, czy nikt aby nie pozbył mnie telefonu z kieszeni. Nie trzymałam się niczego przez całą drogę, bo nie miałam czego… Wciśnięta jak ta sardynka, stałam obok reszty ryb. Pomyślałam, że nawet jak zemdleję, to najszybciej, ktokolwiek – skuma się po jakichś 20 minutach jazdy w tych warunkach! Młodzi ludzie byli wykończeni, a mohery jak zwykle – okazały się być najbardziej wytrzymałe. Przystosowane do walki o byt, po wyjściu, otrząsnęły się z lekka i udając, że kuśtykają na prawy staw biodrowy, skrupulatnie, popierdoliły do swoich domków. Połowa z tych ludzi, wykorzystała okazję, żeby być blisko kogoś. Ja mało co, nie wykurwiłam komuś, kto nie potrafił oddzielić swojej osoby od mojej, bo każdy pretekst był dobry, żeby swoim cielskiem mnie zdusić. Młody typ, który chyba w pełni się nie rozwinął, jak pojebany, szarpał mnie za ramię, przeciągał się obok i robił masę różnych dziwnych rzeczy – w pseudo sposobie – zwróceniu na siebie uwagi.
Wysiadłam jak uformowana kostka lodu. Pingwińskim chodem, popierdoliłam do domu i aktualnie od paru godzin trwa etap rozmrażania mojej osoby. Fenomen, którego kurwa nie życzę nikomu! Tak i to jest właśnie wszechobecna troska o obywateli…
Kategoria Różności
22 stycznia, 2013 o godzinie 20:45
Erni, kurwa jej mać! Zajebisty wpis, kocham to! Podobnie jak wpisy Gorg – niedocenianego, jebanego w komentarzach Talentu; tak jak kiedyś za pojebanych uważano braci van Gogh… Trzymajta się Dziewczyny!
22 stycznia, 2013 o godzinie 21:13
współczuję kolejnego chujowego dnia z polską komunikacją miejską, choć z drugiej strony wpis zajebisty. zdrowia życzę po takiej przygodzie;]
23 stycznia, 2013 o godzinie 09:38
Heh się kurwa uśmiałem xD
23 stycznia, 2013 o godzinie 14:21
Zajebiście napisane ;)
23 stycznia, 2013 o godzinie 17:50
Dziękuję Panowie. Miło się czyta, to co piszecie. ;)
Chciałam Wam jeszcze tylko wspomnieć, że chyba zaczęła się dla mnie jakaś kurwa „czarna seria” w komunikacji miejskiej. Dzisiaj było jego mać, jeszcze gorzej… Aż nie chce się wierzyć, ale stałam ponad godzinę w korku w jednym z 10. tramwajów, które jeden za drugim, posuwały się o 3 metry do przodu, po czym znów wzajemnie zasiadały sobie na dupie. Spowodowane to było tym, że jeden z nich, jak usłyszałam: „rozjebał się”, co rzecz jasna – miało decydujący wpływ na mój pojazd. Problem by tak nie urastał, gdyby wokół nie było ciągnącego się lasu i przykrywającego go – sięgającego nam do kolan – pierdolonego białego puchu.
Tym samym, piechota była niemożliwością. Pozostało wkurwiać się na otoczenie, pojebany los zdarzeń i zajebistego pecha. W dodatku się kurwa spieszyłam, bo byłam umówiona. I pomyśleć, że za coś takiego ja jeszcze kurwa płacę…
Pytam, co mnie kurwa jutro spotka?
24 stycznia, 2013 o godzinie 08:59
Kurwa, korek na linii tramwajowej? No bez jaj :D
27 stycznia, 2013 o godzinie 10:02
Jak jeden się rozpieprzy, to reszta niestety stoi i czeka za nim. ;) Ot, autobus bynajmniej wyminie, a tramwaj biedak – czeka.