„Nowe” piętnastoletnie auto
20 czerwca, 2012, Autor: omandrynOstatnio jak tu zajrzałem to jeszcze mój ojciec był prawiczkiem więc trochę czasu upłynęło. Większość z Was pewnie wkurwia się na Euro 2012 lecz ja mam je jakoś głęboko w dupie od czasu porażki naszych i nie ryczę z tego powodu nocami pod łóżkiem. By trochę odstąpić od tego tematu napiszę trochę o mojej ostatniej akcji która nie obyła się bez stutysięcznych wkurwień, bluzgów, połamanych znaków drogowych i wybitych szyb.
Pewnego ranka wstałem, podrapałem się bo dupie i postanowiłem kupić samochód. Jedni myślą z rana jak tu przeżyć następny dzień czy obawiają się że kibel się zapcha no ale mi się w pizdu zachciało kupna samochodu. Pożyczanie od staruszków i ich wysłuchiwania jęków miałem już dosyć. Pieniądze miałem odłożone na niespodziewany wydatek typu ciąża, III wojna światowa czy atak zmutowanych gołębi więc od razu zabrałem się za szukanie ofert. Nowe auto odpadało od razu bo tyle mamony to nie miałem, wiec używany wchodził w grę. W Internecie jak znalazłem ciekawą ofertę to sprzedający mieszkał gdzieś z 1000km ode mnie lub najebany czy tam naćpany omyłkowo zamieścił ofertę. Cóż, popytam się znajomych pewnie coś mają. Mieli… traktory i 2 kombajny na sprzedaż. Zajebiście, tylko jakoś tak kombajnem zapierdalać po mieście na rondzie nie przystoi więc sprostowałem jeszcze raz że poszukuje auta typu brum brum a nie pojazdu do rzezi. Po 2 tygodniach kumpel zainicjował spotkanie ze swoim znajomym który ma naprawdę świetną ofertę z powodów których nie przytoczę. Jak na mój przeznaczony kapitał na zakup a jakość oferowanego samochodu było to dla mnie wybawieniem. Od razu pierdoliłem poszukiwania i się z gościem dogadałem. Zniżył na dodatek cenę, dorzucił zimowki i jeszcze kasetę do radia dorzucił ze smerfnymi hitami. Nosz kurwa smerfne hity? Nie ma chuja bym nie kupił tego auta! Dostarczyłem umowę, wszystko git majonez. I tu zaczęło się gówno po same biodra…
Pojechałem od razu do domu bo była to sobota więc opłacenie OC i innych pierdół nie wchodziło w grę. Poczekałem do poniedziałku by opłacić ubezpieczenie. Gościu bardzo miły, zaczął pieprzyć o jakichś nowych ofertach jak to mają w zwyczaju a gdy już skończył powiedziałem że akceptuje warunki. Poprosił więc o umowę kupna samochodu i od razu na jego twarzy wymalowało się zdziwienie jakby zapomniał jak się czyta. Od razu pytam się czy coś nie tak bo ten grymas twarzy nic dobrego nie wróżył. Przypuszczenie okazało się faktem. Przy podpisie sprzedającego na umowie gościu podpisał swoim imieniem i nazwiskiem, lecz samochód był jeszcze zarejestrowany na jego ojca który przypisał mu auto w spadku. Ja głupi jakoś nie za bardzo wierzyłem w taką akcję więc nawet w papiery przy kupnie specjalnie nie zaglądałem a powinienem. No ale jak można kurwa przy odziedziczeniu autka nie przerejestrować je na siebie tylko od razu je sprzedawać na nazwisko czyjeś i podpisać się że sprzedał ktoś inny? To jak ja bym napisał że sprzedaję sąsiada dom, kolegi skarpetki oraz budynek sejmu i jebnął swój podpis na papierze… No ale mówię chuj tam pojadę do typa, niech na nowej umowie podpisze odpowiednim imieniem i nazwiskiem lub niech przerejestruje na siebie a potem mi sprzeda, choć ta druga opcja nie za bardzo mi odpowiadała bo wymagała czasu a auto było mi potrzebne. Więc dzwonie do gościa by się ugadać na kolejną randkę a ten mi pitoli że wyjechał… do roboty. Osz kurwa mać! Pakuj dupsko w pociąg czy w jakiś radziecki czołg i zapierdalaj ino raz do mnie bo sam do Ciebie przyjadę nieopłaconym samochodem którym wjadę Ci w rzyć po samą szyję! Łaskawie pojął aluzje i nazajutrz doszliśmy do porozumienia by przerejestrował na siebie a potem mi sprzedał. Po kolejnym dniu wszystko było zrobione. Wziąłem ze sobą dwie kolejne umowy by je jeszcze raz spisać, by wyglądało to tak że niby w ten czas mi fure sprzedał. On ze śmiechem że już nie raz sprzedawał samochody i powinno być wszystko miodzio, a tamto to było zwykłe zagalopowanie. Uwierzyłem mu, może mówi prawdę skoro już nie jeden rower i samochód sprzedał? No to zapierdalam znowu do ubezpieczyciela. Poszło jak trza. No to jeb w bryke i jade przerejestrować. Wpadam do odpowiedniego pomieszczenia i gościówa za biurkiem strzeliła podobny grymas jak tamten od OC. Myślę że jak będzie problem tamtego typu to auto zatopię z wkurwu u mnie w zagajniku. I co? No kurwa pewnie że problem! No bo jak? Gościu sprzedał mi auto dnia dajmy dla przykładu 01.01.2111r. bo tak widnieje na umowie a stał się właścicielem auta 05.01.2111r.? Czyli jakby nie patrzeć sprzedał mi nie jego własność, chuj z tym że potem stał się jego właścicielem ale tak nie może być i dała mi do zrozumienia żebym wypierdalał w podskokach bo już czas ją nagli do spicia kolejnej kawki przegryzając sucharem. Po tym incydencie nawet się uśmiechnąłem do niej i kulturalnie zamknąłem drzwi bez urwanych zawiasów jak to by wypadało zrobić. Dzwonię spokojnie do kolesia i łagodnym głosem tłumacze co i jak oraz nakazuje w trybie natychmiastowym by zaraz się zjawił i spisał tą pierdoloną umowę od początku tak jak powinno. Łatwo poszło, zaraz był na miejscu. Szuru buru, nowe umowy spisane. Wracam do brzydkiej lampuciary i z siłą tytana przygniatam do blatu jej biurka przed nosem nowy świstek. Parę słów w moim kierunku co ja niby odpierdalam i jakie ona ma ciężkie życie przez takich jak ja i 99% reszty społeczeństwa. Zadanie wykonane, ze szczęścia wracając do domu w połowie drogi miałem chcice by sprzedać to auto bo jakoś przez nie jakieś fatum się mnie uczepiło. Lecz po tej całej akcji do dziś nim śmigam i jest baja. Ostateczny werdykt? Dziś mogę powiedzieć że warto było, zobaczymy co będzie dalej.
Tak więc strzeżcie się by w papierach było wszystko napisane tak jak powinno niezależnie czego dokumenty dotyczą. Zresztą komu to ja tłumaczę. Polska biurokracja zostawia po sobie takie piękne wspomnienia że z przyjemnością duża liczba osób podjęłaby się zdetonowania bomby pod biurowcem. Jakby była taka akcja to proszę wpisać mnie pierwszego w kolejkę. Już ja taką bombę wypierdolę że w kosmosie będą ufoludków jeszcze przez jakiś czas wkurwiać.
PS: Jak kupiłem już te auto wiele ciekawych rzeczy znalazłem w środku czyszcząc nowy nabytek. Dla przykładu podam racice bodajże owcy, tonę igliwia, ostrzę kosy, okulary typu spawalniczego, mapa Kostaryki, paznokieć jak mniemam jednej z ofiar przewożonych w bagażniku oraz rytualny nóż do składania ofiar na dachu obory.
Kategoria Biurokracja, Chujowo, Ludzie, Życie
20 czerwca, 2012 o godzinie 21:35
http://www.youtube.com/watch?v=LnHt75FbiDw
21 czerwca, 2012 o godzinie 09:34
Moja siostra też miała niezły rozkurw z przerejestrowaniem samochodu. Koleś za to że przyjechał z umową, kazał jej sobie za to zapłacić – hehuheh idiota…
21 czerwca, 2012 o godzinie 12:17
zajebisty tekst;] bo ostatnio coś tu cienko z tym, a czytało się z przyjemnością;] dobrze, że w końcu był happy end i pokonałeś biurokracyjnego molocha;]