WITAM w mieście kurwlów Bolski
14 kwietnia, 2019, Autor: Bill BramaPrzyjemna mieszanka potu, trawionego alkoholu oraz skarpet z domieszką rzygów wkradła się dyskretnie moje nozdrza. Dumny, dostojny i lekko przygarbiony majestat ukazał się moim oczom. Spotkałem prawdziwego polskiego szlachcica XXI wieku. Ludzie w popłochu przesiadali się w inne części tramwaju, żeby miał odpowiednią i wygodną przestrzeń dla siebie, skoro już zdecydował się jechać tym samym numerem. Cóż to był za wspaniały obraz szacunku. Polacy jednak w czasach wolności też potrafią ze sobą wspaniale współpracować.
Gdy tylko stanąłem stabilnie na chodniku, wprost w moje oczy zaświecił blask gołej dupy, delikatnie osuwającego się na bruk sarmaty. Każdemu może się zdarzyć taka niefortunna sytuacja, zwłaszcza ludziom tak wysoko urodzonym. Ów pan pojął prędko, iż jego pomyłka przyprawiła zgromadzone damy w delikatne rumieńce. Także zręcznie się podniósł, a razem z nim jego spodnie – ku rozczarowaniu widowni, której los dzisiaj nie poskąpił widoków. Na szczęście spodnie kiwającego się na wietrze jegomościa nie trzymały się jak należało i wnet opadły mu do kostek, wystawiając na słońce jego krewetkę. Przechodzące kobiety żałowały, że nie mogły się ubrać lepiej na taką okazję, bądź też mdlały z zachwytu. Ja mogłem tylko zazdrościć.
Gdy wszedłem do klatki mojego kolegi poczułem zapach gówna. Od razu wiedziałem, że tylko polski szlachcic mógł w ten sposób darować swój kał swoim sługom. Zapach gówna pogoni ten plebs do pracy, by mogli ciężko harować na zasiłek autora tego placuszka przed windą.
Omówiwszy z kolegą sprawy nieistotne dla tej historii i ogólnie całego świata, postanowiłem wrócić do domu tym samym tramwajem co przyjechałem. Miałem dość żuli i innych ludzi na dzisiaj, więc utworzyłem wokół siebie barierę w postaci słuchawek i rozproszyłem ją niczym tarczę ochronną. Wtem jakby znikąd przede mną stanął żul. Swoim otworem gębowym zanurzonym gdzieś w gęstej brodzie, klejącym się od jakieś wydzieliny coś do mnie mamrotał. Nic nie słyszałem, ale widziałem jak zręcznie mieli wargami swoje płyny w moją stronę. Bariera niestety pęka jak bańka mydlana pod szablą takich szlachciców. Spojrzałem mu prosto w oczy, wykrzywiłem twarz w największej nienawiści na jaką było mnie stać i ryknąłem: PRECZ! Jego oczy wciąż wyrażały ten sam bezmyślny wyraz z tym, że jego otwór gębowy zaczął ruszać się w szybciej. Wyciągnąłem słuchawki i usłyszałem szaleńczy bełkot o rodzinie i innych głupotach. GŁUCHY JESTEŚ?! WYPIERDALAJ, BO CI ROZKURWIĘ ŁEB! Zmroziło dziada. Cofnął się kilka kroków i kalekimi ruchami oddalił się ode mnie, cicho szlochając pod nosem.
Czy oglądając codziennie biedę spowodowaną bezmyślnym alkoholizmem, przestałem rozróżniać faktyczne cierpienie od babrania się w gównie własnych błędów? Czy obraz śmierdzącego gównem żula, który czerpie satysfakcję z obrzydzenia jakim go darzą inni można przypisać każdemu, kto nie zareagował odpowiednio na czas by uchronić się przed życiem na ulicy? Przecież w dzisiejszym świecie bardzo łatwo można stać się głodnym i odrzuconym. Z drugiej strony przecież istnieje bardzo dużo placówek, które w prosty sposób pomagają odbić się od dna wszystkim którzy tego pragną.
Czy po prostu pozwolić temu światu być takim jakim jest, i w swojej szarości najmniej szkodzić innym, ograniczając kontakt werbalny do minimum? Czy nie lepiej pozostać cichym, skoro cisza i milczenie jest jedynym co po nas pozostanie?
Kategoria Chujowo, Dowcipy, Ludzie, Praca, Świat, Życie