Opowieść wigilijna
20 grudnia, 2017, Autor: Bill BramaWITAM,
Ulice grudniowego miasta wieczorową porą przemierzał polak, który wyglądał jak szwed. Elegancki, przystojny, umyty, nie jak Polak więc pewnie Szwed. Został zaproszony do swojej nowej wybranki na wspólne wypiekanie pierników, a później pewnie seks. Pierniki miały służyć za pretekst, ale jakie to miało znaczenie.
Mijał te wszystkie świąteczne witryny sklepów, tych ludzi uśmiechniętych z torbami pełnych prezentów, tych sprzedawców choinek od których pachniało drzewkiem, słyszał wydobywające się z różnych mieszkań delikatne brzmienia świątecznych przebojów, a pod butami szorstko skrzypiał mu śnieg. Wzrok skupiał głównie na wszystkich lampkach, których światło odbijało się od opadających tańczącym ruchem płatków śniegu. Czuł się jak bohater dawnych świątecznych opowieści.
Tymczasem na tę samą ulicę grudniowego miasta zaczęły wjeżdżać samochody ze zjazdu miłośników BMW. Świąteczna bańka pękła pod naporem rapu, wycia silnika i głośnych przekleństw dresiarzy. Kurwa mać, pomyślał Szwed. Zawsze uważał, że BMW charakteryzuje dresiarza na drodze, a różnice między tymi samochodami postrzegał tak samo jak różnicę w ilości pasków na dresie. Musiał szukać ratunku w słuchawkach i Franku Sinatrze. Podziałało jak zawsze. Muzyka to idealna bariera ochronna przed tym zjebanym społeczeństwem.
Odszedł rytmicznie wesoło stąpając w rytmie muzyki i zatrzymał się dopiero pod KFC. Nie wiedział jakim cudem się tam znalazł, szedł przecież do dziewczyny. Zanim dokończył tę spowolnioną myśl poczuł głód. Spojrzał przez witrynę na tych szczęśliwych ludzi zajadających kurczaki. Zapragnął poczuć się jak oni. Zjechał wzrokiem nieco dalej i zauważył, że ekspedientka go obserwuje. Przysiągłby, że widział jak mu puszcza oczko przez witrynę. Wszedł do środka. Pierwsze co zobaczył to ekspedientkę Paulinę plującą do wszystkich kopert z frytkami, dalej na piekarniku pod tym termicznym światłem grzały się głowy kurczaków w panierce. Jakiś konserwator naprawił właśnie automat do lodów w kostkach. Podobno wcześniej kostki lodu były tam robione z wody spuszczanej w toalecie.
Nie pamiętał co zamówił. Siedział przy stole przed gotowym jedzeniem. Nie wiedział konkretnie co się z nim działo między śmiechem konserwatora, a tym momentem teraz. Spojrzał na swój posiłek. Głowa kurczaka miała napęczniałe oko. Nacisnął je palcem i wypłynęła ropa. Zjadł to ze smakiem. Gastro nie bierze jeńców. Frytki jakby zamiast soli były posypane kamieniem ze starego czajnika. Nie zauważył kiedy wszystkie zniknęły. Gdy została mu jedna główka kurczaka stwierdził, że potrzebuje sobie skręcić gibona na drogę w tutejszym kiblu.
Przy okazji się załatwił. Umył ręce i wziął się do pracy. W momencie zawijania gibsztylka ktoś wszedł do łazienki. Facet około czterdziestki w czapce Mikołaja, z rękami tłustymi od kurczaka. Spojrzał na Szweda i zmroził go jego widok. Uśmiech przerodził się w przygnębienie, a jego oczy jakby spowiły się cienką warstwą łez. Przy odrobinie szczęścia jego życie zostało zrujnowane na zawsze. Bo oto siedział w swoim ulubionym fast-foodzie świadom, że prawdziwa zakazana przyjemność tego miejsca jest w rękach kogoś innego. Zamiast przeżywać cudowne tripy, tłuścił swoją skórę pokarmem dla konsumpcjonistów. To miejsce straciło dla niego smak w ten przedświąteczny weekend. Jego ulubione miejsce.
Tymczasem szwed z gotowym skrętem ruszył do wyjścia. Dziwny typ w czapce Mikołaja przypomniał mu o prawdziwej misji tego wieczoru. Wyszedł z restauracji, zapalił skręta i ruszył w drogę. Zaczął się trochę śpieszyć, żeby nie ściągać na siebie przypału. Ta droga mu się dłużyła. Jego narkotykowy stan osiągał apogeum. Odczuwał świat kilkakroć razy intensywniej niż zwykle. Każdą myśl zgłębiał do wszelkich granic. Poczuł w sobie miliony komórek. Każda z nich pełniąca jakąś funkcję. Każda inna, stworzona z czegoś jeszcze mniejszego. Coś jakby małe planety, na których odgrywały się sceny ze znanego mu skądś wszechświata. I wtedy zrozumiał prawdę. Wycofał się świadomością z głębi siebie do otoczenia, a następnie ponad nie. Ujrzał cały wszechświat jako komórki, organy, części ciała jednego wielkiego bytu, którego świadomość wtedy dotknął. Zrozumiał.
Nagle odkrył, że znalazł się pod drzwiami domu swojej dziewczyny. Dopalił skręta i zapukał. Drzwi był uchylone. Wszedł do środka, wabiony dźwiękami delikatnej muzyki i zapachem piernika. Czuł się jak grecki bóg, który odchodząc od swojej bogini wybrał życie między muzami; bardziej inspirujące. Zastał ją w kuchni w samym fartuszku wyciągającą pierniczki z piekarnika. Odwróciła się w jego stronę i z uśmiechem podeszła do niego bliżej zostawiając mu w ustach pierniczka, a w ręku drinka. Zrzuciła fartuszek. Szwed jak poparzony dojadł co miał, dopił drinka i nagle upadł na ziemię.
Obudził się z bólu. Ktoś wylewał na niego wosk. Leżał związany na starym śmierdzącym materacu, a wokół niego stała grupa mężczyzn ze sterczącymi penisami. Penetrowali go raz za razem, spełniając swoje chore fetysze: jeden facet malował mu paznokcie, inny obcinał mu włosy, inny raz zarazem spuszczał mu się do wszelkich otworów, inny wylewał wosk, jeszcze inny pakował mu do mordy swojego penisa przez plastikowy otwór w jego ustach, a jego dziewczyna siedziała naprzeciwko. Smutna i przestraszona, była tylko wabikiem dla następnych ofiar tego potwornego seks klanu.
Tak minęły święta polakowi który wyglądał jak szwed. Policja znalazła go nagiego przy dworcu miejskiej kolejki w okolicach Sylwestra. Nie wierzyli w żadne jego słowo, pomimo iż takich przypadków w tym mieście było coraz więcej. Kto by uwierzył ćpunowi?
Wesołych świąt!
Kategoria Ludzie, Megawkurw Dobra Rada, MegaWkurw dookoła świata, Miasta, Miejsca, Opowiadania, Praca, Różności, Zwierzęta, Zwyczaje, Życie
20 grudnia, 2017 o godzinie 23:07
Siedziałeś z Mrozińskim w ławce?
Zajebistość!
22 grudnia, 2017 o godzinie 23:21
Kurwa… Nawet niestosowne brudy brzmią tutaj jak przyjemny szelest liści latem.
Dobre jak naleśniki z nutellą, choć przyznam, że rozkminialam sens całości jeszcze 15 minut po przeczytaniu. Gdyby jeszcze podłożyć pod to tylko głos Sokoła, to mielibyśmy dekadencką głębię w pełnym wymiarze. Całość super rozeszła Ci się bez zgagi i Ranigastu i chyba też pasuje Ci taka bezkompromisowa nieoczywistość. Zaciąga mi też Kafką, ale co ja tam kurwa wiem. Mogę jedynie napisać, żebyś dodawał wpisy częściej, a jeśli nie będziesz, to podam Ci mój numer, żebyś pisał mi sms-y w tak przemyślanym stylu.*
*Żartuję z tym numerem, ale ze stylem nie żartowałam. ;)
Biorę odpowiedzialność za te przekleństwa i podsumuję: no zajebiste to kurwa!