„W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem”
27 czerwca, 2015, Autor: niezrzeszonyWitam wyjątkowo przekurwiście szanowne forum.
Bywając tu i ówdzie po internetach, ludziach itp się osłuchałem i oczytałem żali, jak to ciężko po szkole i jakichś tam praktykach, stażu, czy innym chujostwie w „naszym pojebanym kraju” o robotę, że jak już znajdzie to wyzysk i na czarnucha, że najlepiej pojechać stąd w kurwę i nabijać sakwę jakiemu Żabojadowi albo Helmutowi jako tania siła robocza do podtarcia starej dupy, którą nikt z jego potomstwa się już nie chce zaopiekować….
Ok, jest ciężko, ale jak ktoś ma głowę na karku to sobie i w takim gównie poradzi. Od czasu kiedy rozpocząłem studia (n lat temu) musiałem się usamodzielnić i sam zapracować na siebie, komunikację publiczną i na babę z dziekanatu – kurwa dałem radę. Potem pracowałem u jednego, drugiego złodzieja za śmieszne stawki słuchając ich ciągłego narzekania, ale w końcu po latach zaciskania zwieraczy, nabraniu doświadczenia i podjęciu męskiej decyzji udało mi się rozkręcić własny robolski mikrobiznes (jak to dumnie brzmi). Sam tego nie ogarniam, bo roboty w chuj, więc daję ogłoszenie, że przyjmę do roboty, opis co jest do zrobienia i kontakt na maila. Czekam więc na wstępne wyniki rekrutacji… czekam… i czekam… a tu NIC. Ok, niezrażony jeszcze raz z ogłoszeniem, tym razem więcej szczegółów, co gdzie jak i u kogo, bo może nikt nie chce w ciemno, że jakaś podpucha albo coś. No w końcu jest kilku chętnych, nic konkretnego – ludzie spoza branży, świeżaki po szkole, ale nic to – dzwonię. I tu zonk kurwa! Banda debili niepotrafiących czytać ze zrozumieniem i szukających ciepłej, najlepiej nieodpowiedzialnej posadki w której zarobią miliony za nic nierobienie! Że za daleko (kurwa było dokładnie opisane gdzie ma zapierdalać), że nie godzi się na dzień próbny po normalnych pieniądzach (owszem bez umowy, bo nie będę się bujał i rejestrował gościa, który nic nie potrafi na jeden dzień- już słyszę gromy, ale mam to w dupie), że nie ma doświadczenia ale chce zarabiać więcej niż fachman pracujący w zawodzie od urodzenia, że łaskawie oddzwoni, że chujów sto… Ostatecznie po prawie miesiącu słuchania żali i stęków znalazłem gościa – może i bez doświadczenia, może i nie fachowiec, ale facetowi się kurwa chce, dojeżdża z drugiej strony miasta i nie marudzi jak to w tym kraju ciężko. Jest umowa o pracę, jest godne wynagrodzenie, troszkę się poduczy i firma nie padnie – będzie więcej.
Druga strona medalu.
Postaram się przedstawić sytuację obiektywnie, gdyż chodzi o moją żonę i nie chcę być posądzony o stronniczość. Otóż swoją karierę zawodową skierowała na tory branży finansowo-pasożytniczej (tfu! ale cóż począć) – zaczynała od dolnych szczebli korporacyjnej machiny. Dociera dość wysoko i tu się zaczynają schody. Niby oczywiste, ale okazuje się (i o tym się przekonaliśmy na własnej skórze), że to nie takie proste pozostać na wyższym szczeblu korporacji w uczciwy sposób, więc po chwili jej ranga spadła do osoby bezrobotnej zarejestrowanej w PUP. W sumie wstęp jest średnio ważny, gdyż dalsza część przedstawia meritum problemu. Szukała pracy na stanowisku menadżerskim, gdyż potrzebne doświadczenie jest, potrzebna wiedza jest, umiejętność kierowania zespołem jest, ale brakuje pewnego drobnego szczególiku. Jedna rozmowa – nic, druga – nic i tak dalej. W końcu po długim czasie zapala się iskierka nadziei: przechodzi pierwszy z trzech etapów rekrutacji, potem drugi i informacja, że będzie kontakt w ciągu tygodnia, więc czeka. Wtedy jej znajomy mniej lub bardziej nieświadomy tego co czyni zagaduje co tam słychać, gadka szmatka, że został zwolniony z bycia dyrektorem w firmie A, ale że się nie martwi, bo zagadał do znajomego z firmy B i dostaje cieplutkie krzesełko na takim samym stanowisku. Zaciekawiona małżonka pyta co to za firma B. Jak łatwo się domyślić firma B to ta sama firma, do której startowała. Teraz pytanie: po kiego chuja złamanego robić szopkę z rekrutacją trwającą prawie miesiąc, jeśli i tak pracę dostaje jakiś „Wacław” po kilkuminutowej rozmowie ze swoim funflem?. Wcześniej nie do końca wierzyłem słysząc o tym, jak to daje się ogłoszenie na już obsadzone stanowisko (autentyk), ale teraz już mnie nic nie zdziwi…
Miało być krótko ale chyba trochę się rozpaplałem i zastanawiam się czy ktoś dotarł do końca tego nieposkładanego momentami eseju. Wykurwiście pozdrawiam MegaWkurwElity i trzymajmy się kupy bo kupy nikt nie ruszy!
Kategoria Firmy, Ludzie, Praca, Zwyczaje, Życie
10 lipca, 2015 o godzinie 14:39
Dziś mecz moj szef vs. kandydaci do pracy 2:4. Dwie dezercje, dwoch zrezygnowalo w trakcie rozmowy. Dwa punkty dla szefa za odrzucenie pary ochotników z czystym sercem jak i umysłem:D Praca dla technicznych jest chyba zawsze. No, poki Ukraina się nie wedrze. Bo inżynierów maja jeszcze lepszych niż tańszych.