Hiszpański – korepetycje
28 sierpnia, 2009, Autor: ZiutekChciałem się ostatnio zapisać na konwersacje z hiszpańskiego. Uczyłem się go dwa lata, ale potem miałem długą przerwę, no i niedawno stwierdziłem, że szkoda tak to zostawić. Pomyślałem o prywatnych lekcjach, bo na jakiś zorganizowany kurs w szkole hiszpańskiego już nie bardzo mam czas. Wyszukałem w googlu „hiszpański korepetycje Kraków”, znalazłem jakąś laskę, która się ogłaszała. Studentka, bierze 25 zł za godzinę. Pogadałem z nią na gg, wydała się sympatyczna i normalna, z uśmiechem podeszła do sprawy, gdy powiedziałem, że na razie interesuje mnie lekcja zapoznawcza, żeby przekonać się, czy coś mi to da. Umówiliśmy się na 17:30, na Szpitalnej (numeru nie podam).
Byłem trochę zestresowany, bo to jednak człowiek zapomina przez ten czas, dawno nie miałem żadnej styczności z hiszpańskim, nie wiedziałem czy będę potrafił wydukać z siebie choćby parę słów. Jednak mimo stresu czułem też coś pozytywnego, nadzieję na to, że znów wciągnę się w temat, że złapię bakcyla, że znów będzie mnie to kręcić, obłożę się książkami i zacznę się uczyć. Że może za jakiś czas swobodnie będę mógł porozumieć się po hiszpańsku. Że może we wrześniu lub październiku uderzę jeszcze gdzieś do Hiszpanii i pójdę wypróbować mój hiszpański na tubylcach, tak jak to zrobiłem kilka lat temu.
Nie, kurwa. Nic z tego.
Przylazłem, dzwonię domofonem:
– Halo…?
– Ja byłem umówiony na hiszpański.
– Na hiszpański?
– Tak na hiszpański.
– A momencik…. – w tym momencie w tle rozlega się: „Agnieszka!!!!”. Słychać jakieś szmery, coś chrobocze w słuchawce, ktoś inny podchodzi i mówi:
– Tak słucham.
– Ja byłem umówiony na hiszpański.
– Na hiszpański?
– Tak, na hiszpański! (KURWA, czy ja niewyraźnie mówię????)
– A mogę prosić pana godność?
– Ziutek (zmienione)
– Ziutek?
– Tak, Ziutek (Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!)
– Nie Janusz?
– Nie, (kurwa), nie Janusz. ZIUTEK!
– A na którą był pan umówiony?
– (Na burą kurwa! A która jest do cipy pierdolonej kurwa mać?) Na 17:30.
– Hm… a to proszę poczekać, zaraz zejdę.
Zapewne już wiecie co w tym momencie czułem i co myślałem. Ale dobra, poczekam. Jak już się zebrałem po paru latach żeby zacząć chodzić, to parę minut mnie nie zbawi, a drobne nieporozumienie nie odstraszy.
Czekam. Mija minuta. Druga. Trzecia. Piąta. Myślę sobie „pierdole, idę, mam to w dupie”. Ale… dobra, doliczę jeszcze do stu i jak cipa nie zejdzie to idę. 1… 2… 3… 4… chodzę w kółko, pod Teatrem Słowackiego, 10… 11… 12… rozglądam się, dalej nikogo nie ma… 45… 46… 47….
W końcu jest! W bramie pojawia się jakaś laska, z pieskiem. Myślę sobie, a – to pewnie zaproponuje lekcje na powietrzu, fajnie, bo ładna pogoda, nie ma co się kisić w kamienicy.
– Pan na hiszpański?
– (Nie, kurwa, na mandaryński) Tak.
– Bo wie pan co, Agnieszka totalnie o panu zapomniała, musiała wyjechać i nie ma jej, kazała pana bardzo przeprosić, bo kompletnie wypadło jej to z głowy.
No żesz kurwa! I jeszcze bezczelnie kłamie, co za ludzie, przecież słyszałem w domofonie, że ktoś ją wołał. Domyślam się, że pewnie zdrowo pochlała, bo cały dzień miała na gg status „Padnięta”. To mogła dać znać, albo przynajmniej nie przysyłać koleżanki, żeby mi łgała prosto w oczy.
Kurwa mać, nic tylko się wkurwić, do kurwy nędzy. I jak ma być dobrze, pytam się? Jak człowiek się zbierze po paru latach, chce coś zrobić, dalej się uczyć i rozwijać, to napotyka na jakąś głupią cipę, która zachleje mordę poprzedniego dnia i zapomni, że się umówiła.
Kurwa!
Tagi: hiszpański, korepetycje, korepetycje z hiszpańskiego, Kraków, Szpitalna
Kategoria Ludzie
28 sierpnia, 2009 o godzinie 14:10
O kurwa, ale zajebisty wkurw, nie ma co!
28 sierpnia, 2009 o godzinie 17:05
no to chuj strzelił hiszpański nic się nie martw Ziut pierdol to ucz się polskiego albo angielskiego nie ma się co kurwa podniecać może ten la- chon porostu się kurwił i dał takie ogłoszenie przez hiszpański do seksu :)))