Jesienny Fanatyzm
13 października, 2016, Autor: Letalne PrącieZacząłem ten wpis prawie półtora miesiąca temu i w zależności od muzyki i nastroju przybierał bardzo różne formy. Owszem wkurwiają mnie wszystkie pozostałe trzy pory roku, ale nie byłem w stanie przekuć tego na wkurw. Ostatecznie, wykastrowany z grafomanii i filozofii nicości, stoi przed Państwem niewkurw, którym zdecydowałem się podzielić:
Od początku września już drepczę w oczekiwaniu, kiedy będzie można założyć bluzę i nacieszyć się wonią starych liści, deszczem i całą nihilistyczną atmosferą półmroku. Jesień to czas, kiedy muzyka wchodzi lepiej niż alkohol, a sam alkohol to już nie śmieszne piwa, tylko ciężkie winiacze, grzańce i wóda. W tym jesiennym, zaprawianym amoku odbudowuję się psychicznie. Cała zgromadzona we mnie nienawiść i pogarda do wszystkiego i wszystkich odpływa w tym właśnie czasie.
Przez kilka miesięcy jestem przepełniony jesienną euforią, a moje wnętrzności aż krzyczą. Z każdym spadającym liściem, chłodnym promieniem słońca czy zapachem wilgoci nakręcam się jeszcze bardziej. Czuję się trochę tak, jakbym miał w środku karuzelę napędzaną bodźcami. Siła odśrodkowa tego wirującego, emocjonalnego żelastwa po prostu mnie rozpycha. A kiedy jeszcze mam na słuchawkach dobry kawałek to… o borze iglasty… łapie się on za sam brzeg krzesełka i zapierdala podwójną stopą po ścianach, kręcąc jak opętany.
Przy nadmiarze szczęścia pęka we mnie jakaś bariera i to właśnie jesienią wyłamuję się ze zwykłego życia. Czasami to zwykła euforia, czasem poczucie tytanicznej wręcz siły. Całe podniecenie jesienną atmosferą łączy się z chłodem umysłu, jak pod koniec wygrywanej bójki, kiedy już okładasz przeciwnika jak chcesz, kiedy mija strach i rośnie pewność siebie. W takich momentach (dużo rzadszych, niż pobudzenie) łzy gniewu na Boga, którego wciąż zdarza mi się odkopywać, przekuwają się w zacięcie, w determinację i mój ruch. Szukam, burzę i buduję w jesiennej ekscytacji.
Próbowałem to sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego jesień tak na mnie działa? Nie wiem, ale zarówno ciepła słoneczna jak i siąpiąca – jest lepsza niż jakikolwiek stymulant. Gdybym miał już wysławiać i wychwalać cokolwiek, co nie jest miłością – byłaby to Jesień.
Kategoria Niewkurw
14 października, 2016 o godzinie 11:24
Fakt, orzeźewiające zimno jesieni po upalnym lecie potrafi rozgrzać człowieka od środka.
Nie zdawałem sobie sprawy, że na tej stronie mają miejsce także niewkurwy. Wykorzystam to kiedyś.
20 października, 2016 o godzinie 23:48
Ja mam z tym trochę dziwnie, bo dla mnie jesień oznacza zamyślenie, melancholię, trochę smutek, samotność, ale z drugiej strony jako nieco pierdolnięty romantyk lubię ten stan, lubię sobie się nad sobą poużalać, trochę wyciszyć.
Dla mnie najważniejsze to nie wpaść w ten rytm, żeby nie być ciągle zamyślonym, bo ostatni raz takie pozwalanie sobie na użalanie się nad sobą doprowadziło mnie do psychiatry.
Tak czy siak, jesień coś w sobie ma. Wedle mądrości internetu ludzie z mojej grupy cech charakteru są wrażliwi na nastrój za oknem, więc jesień bez echa przejść nie może…