Przydrożna lipa

11 czerwca, 2012, Autor:

Wiele lat temu, za czasów młodości mojego nieżyjącego dziadka, zasadził on lipę na swoim poletku, nieopodal rodzinnego domu. Malowniczo usytuowana na brzegu, lekko pochylona, osłaniała dom od południowego żaru słońca w letnie popołudnia i od ciekawskiego wzroku wędrowców, którzy podążali polną drogą, znajdującą się tuż za nią. Lata mijały a świat się zmieniał. Całkiem leciwa, bo już blisko sześćdziesięcioletnia lipa, wyrosła na potężne drzewo, którego kwiatów zapach i dźwięk wydawany przez roje zapracowanych pszczół, stał się dla mnie nieodzownym zwiastunem wakacyjnej wolności. Jednocześnie polna droga uczęszczana ongiś wyłącznie przez pieszych wędrowców i furmanki ewoluowała w jezdnię, nawiedzaną dziennie przez setki samochodów. W trakcie tego powolnego procesu, droga poszerzała się w tempie zapewne kilku centymetrów rocznie, aby sprostać nowym wyzwaniom w zakresie obsługiwanego ruchu. Wiązało się to z procesem ciągłego i systematycznego, acz słabo zauważalnego anektowania coraz to większej części prywatnego terenu na rzecz jezdni, będącej terenem gminnym a potem powiatowym (czytaj: państwowym). Magiczna lipa szczęśliwie pozostawała na prywatnej parceli. Niefortunnie jednak, usytuowana na brzegu, wyrastała z niego nieco krzywo, znaczną częścią swej korony zakrywając jezdnię – naruszając strefę powietrzną Bestii. W domu zdawaliśmy sobie sprawę, że jej dni są policzone. Jej okazała postura straszyła kierowców wracających do domów późną, wichrową nocą, możliwością zrobienia z ich samochodu i nich samych… miazgi.

Pewnego zimowego poranka, wracająca ze sklepu matka zauważyła, iż nasza lipa ma na sobie znamię Bestii – czerwony znak, oznajmiający, iż wyrok zapadł – siekiera do pnia już przyłożona… . Nikt z nas nie protestował. Jako ludzie rozsądni wiedzieliśmy, że nasza lipa nie ma obecnie racji bytu w miejscu, gdzie przyszło jej urosnąć. Mój ojciec sam nosił się z zamiarem jej ścięcia co gdyby nastąpiło, byłoby myślę bardziej naturalną koleją rzeczy.

Przyjechali w  pewne zimowe, mroźne południe – byłem świadkiem całego zajścia. Około siedmiu, ośmiu chłopa – dwóch zatrzymało ruch a jeden odpalił piłę mechaniczną. Pozostali pełnili rolę gapiów mających przeistoczyć się w hieny, gdy trzeba będzie czym prędzej pociąć na kawałki i zepchnąć na pobocze powalone cielsko. Facet, który ją ścinał był szybki i bardzo higieniczny. Po kilku cięciach i paru minutach, kilkudziesięciometrowe drzewo, powalone zostało na drogę, nad którą latami górowało. Pogrążony w nostalgii podszedłem chcąc aby mi wydano ciało.

W tym momencie dowódca – ten który ścinał – wybrał na swoim telefonie komórkowym numer jakiegoś człowieka, swojego niby szefa. Powiedział mi, iż z tym człowiekiem negocjować mogę cenę, za którą sprzedadzą mi moje drewno. W mgnieniu oka zdałem sobie sprawę z błędnej interpretacji zdarzeń, których właśnie byłem świadkiem. Uświadomiłem sobie bowiem, iż właśnie zgraja rabusiów, w biały dzień, w świetle lewa wpierdoliła się bez pytania, ze swoimi brudnymi buciorami, w swoich jebiących potem ferszalunkach i tureckich sweterkach, na naszą posesję, ścięła nasze drzewo i w szczycie perfidii i bezczelności chciała nam je sprzedać. Ożeż ty kurwa w mordę jebany…, do chuja Wacława… – myślę sobie. Podniósł mi jebany ciśnienie. Żeś mi kurwa gościu podniósł ciśnienie. Odmówiłem oczywiście wszelkich „negocjacji”. Byłem tak w chuj wkurwiony, że w ogóle z nimi nie dyskutowałem. Kazałem spierdalać mi z oczu i posprzątać co do jednej, najmniejszej gałązki ten burdel, który narobili wokół posesji. Obyś kurwo sczezł – pomyślałem. Pojechali w piździec zostawiając drewno, którego częścią zdążyłem się zaopiekować nim wrócili.

Los chyba chciał oszczędzić mi nerwów, gdyż nie było mnie w domu jak przyjechali po raz drugi. Powiedzieli ponoć, że zostawiliby drewno (nie przyjechali po nie ponownie, bez płacenia) „gdyby młody nie fikał”. Najlepiej świadczy to o szemraności całej sprawy. Był z nimi ponoć Brudas, biorący swoją działkę, któremu pewnie sprzedali to drewno za czapkę gruszek. Gruszek, które przez podatki odjęto od ust dzieciom ludzi pracowitych, aby dotować pasożytnicze mniejszości.

Może to i dobrze, że mnie wtedy nie było… ? Pięści poszłyby w ruch – nie ma chuja. Zwłaszcza, że niektórzy kumple znali tą historię jak wy, moje drogie dziatki, tylko z opowieści a mimo to wrzało w nich. Jakbyśmy znali godzinę to bitka murowana choć myślę, że te cipy spierdoliłyby zawczasu. Potem jednak policja, rozprawa, grzywna albo zawiasy. Choć z drugiej strony część Kurwostanu dowiedziałaby się, że mimo postępującej propagandy metroseksualnej, mimo kultu śpiewających tancerzy i tańczących celeodbytów, są w kraju Mężczyźni, z którymi trzeba się liczyć bo w razie potrzeby będę reagować i  odpowiedzą siłą.
P.S. Kurwostan nie pozwoli na swobodny dostęp do broni. Utraciłby swobodę eksploatacji ludności.

1 Wkurwik2 Wkurwiki3 Wkurwiki4 Wkurwiki5 Wkurwików6 Wkurwików7 Wkurwików8 Wkurwików9 Wkurwików10 Wkurwików (oceniano 8 raz(y), średnia ocen: 10,00 na 10)
Loading...
Lubisz to, kurwa?!

Tagi: ,

Kategoria Różności

komentarze 4 do “Przydrożna lipa”

  1.  Pinio pisze:
    12 czerwca, 2012 o godzinie 09:47

    Kurwa w tym kraju wystarczy trochę jakichś znajomości i wszystko załatwisz. Jak będą chcieli to znajdą na wszystko paragraf. Taki kurwa przykład:
    http://mistrzowie.org/uimages/services/mistrzowie/i18n/pl_PL//201206/1339151752_by_leegoldman.jpg?1339151752

  2.  Szturmierz pisze:
    12 czerwca, 2012 o godzinie 10:34

    Ehhh przypomniałeś mi moją historię z drzewem. Piękna topola, na której huśtałem się z rodzeństwem, właziłem na nią, spędzałem kurwa dnie całe wśród jej gałęzi. Wykupił chuj działkę i ja upierdolił „przy samej dupie”. Znam ból…

  3.  Pinio pisze:
    12 czerwca, 2012 o godzinie 13:33

    Kurwa napisałem dość długi komentarz i się kurwa nie dodał.

  4.  Kistos pisze:
    13 czerwca, 2012 o godzinie 16:18

    Ja mam w domu wiatrówkę i kij baseball owy. Jak by mi jakiś skurwiel wpadł na moją działkę z piłą, to bym go wyjebał jeszcze szybciej niż amerykanie Hiroszimę.

Napisz komentarz