Zdrowie.. znów
17 sierpnia, 2010, Autor: mikelWitajcie wszyscy.
Chwilkę mnie tu nie było, toteż nie pisałem. Jakis czas temu walnąłem ogromnego wpisa na temat mojego podwichnięcia stawu mostkowo-obojczykowego i mojego wkurwienia związanego z m.in. tygodniowym pobycie w wakacyjnym ośrodku wypoczynkowym SZPITAL i miesięcznym zapierdalaniu w ozdobie, przez fachowców nazywaną ortezą, kurwa… Mniejsza.
Kilka dni temu 11 godzin wracałem po chujowych polskich drogach znad naszego chujowego polskiego morza, gdzie byłem 2 tygodnie na obozie sportowym. Sportowym i troszkę przesadnie sportowym. Nie żebym narzekał, bo lubię wycisk, ostre treningi i te sprawy i bardzo chętnie bym przeżył kolejne tego typu 2 tygodnie. Jakiego typu? Wstajesz o 6:20, żeby przez 50 minut zapierdalać dość szybkim tempem, często po jebanym piachu, po którym się zbyt przyjemnie nie biega. Następnie jakieś chujowe śniadanie, na którym trzeba co chwilę wołać „kelnerki”, które przynoszą kolejną chujową porcję szynki/sera/chleba, czy czego tam jeszcze. Pewnego razu zliczyliśmy, że z samym chlebem zapierdalały do nas 6 razy przy śniadaniu. Czy tak trudno przynieść raz, a więcej? Masakra. Po śniadaniu pierwszy trening, typowo tajski (bo to obóz z Thaiboxingu był), który dostatecznie potrafił człowieka zniechęcić do dalszego życia. Standardowo próbujesz sobie z pół godziny pospać do obiadu, który (!!) jest o godzinie 13, jednak z 4 debilami w pokoju się nie da spać, uwierzcie mi. Następuje chujowy jak barszcz (choć domowy barszcz byłby w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem…) obiad, na którym były wyliczone porcje, przez co na obiad jadłem mniej niż na śniadanie. Po obiedzie czas na kolejną godzinną męczarnię, po której następuje trening grapplingu (Grappling to zbiór chwytanych sztuk walk… Te treningi były typowo przystosowane pod MMA) , z którego byłem na szczęście zwolniony z powodu niewyleczonej do końca kontuzji tego jebanego obojczyka (wrrrr kurwa!) , toteż szkoliłem swoją technikę thaiboxerską. Po tym treningu z reguły odpoczywałem do kolacji na plaży, czy coś i następowała kolacja… Kolacja o 18, po której mieliśmy kolejny trening bokserski. Cudnie, prawda? Dlatego po treningu trzeba było iść opierdolić coś na miasto, a wiecie jak nad morzem jest cudownie kurwa drogo… I zaoszczędźcie tutaj pieniądze otrzymane od rodziców (tak, żyję jeszcze z rodzicami), jeżeli nie chcąc zdechnąć z głodu trzeba wpierdalać codziennie jakąś rybkę, kurczaczka, kebaba, czy inne świństwo.
W ogóle nie miałem o tym pisać, mniejsza… Chodzi głównie o to, że przyjechałem i co? I napierdalają mnie kolana. Czy ja jestem jakiś 50letni osobnik, który przez 30 lat zapierdalał pieszo dzień w dzień do pracy, żeby teraz nie być do końca sprawnym? No bez jaj, kurwa… Jutro jadę do lekarza, który pewnie stwierdzi, że przez 4 tygodnie mam się oszczędzać, smarować to jakimiś dupiatymi żelami/maściami, wpierdalać jakieś tabletki z wapniem, magnezem i tyle na ten temat, kurwa.
Masakra… Relaksuję się przy nowym singlu LP „The Catalyst”. Polecam i pozdrawiam z deszczowego śląska.
Kategoria Zdrowie
17 sierpnia, 2010 o godzinie 19:46
Myślę, że powinieneś przejść już na emeryturę ;)
17 sierpnia, 2010 o godzinie 19:54
Nu. 16 latek na emeryturze :P
Fajny avatar, tylko ładniejszy byłby ten z obitym ryjem już. To z dooma było, tsa?
17 sierpnia, 2010 o godzinie 20:42
sekunda zaraz go obije
17 sierpnia, 2010 o godzinie 21:30
Oh taaaak, teraz jest zdecydowanie lepieej ;)
17 sierpnia, 2010 o godzinie 21:53
Brawo, stara gwardia znów się wkurwia!