Telefoniczne próby
14 maja, 2010, Autor: joawelNapierdziela deszczem, kolejny dzień…
Podnoszę słuchawkę, chcę się zarejestrować do lekarza, pytam o termin, w odpowiedzi
– nie wiem.
Rozpoczynam dochodzenie.
– jak to Pani nie wie?
– no nie wiem.
– a kto wie?
– niby ja.
– czyli kiedy są terminy?
– no nie wiem, bo mam dużo pracy.
– to jak mam się zarejestrować?
– albo pani zadzwoni za jakiś czas albo na końcówkę 07.
No to dzwonię, nie odbiera, zajęte, znów NO i znów NZ.
Wniosek – rejestracje telefoniczne to fikcja, prędzej umrę wisząc na telefonie nim się zarejestruję.
Dzień wcześniej (żeby była jasność, to też napierdzielało deszczem). Dzwonię do pewnego urzędu, podają na stronie nr infolinii, ale nikt nie odbiera, dzwonię na centralę i mnie informują, że konsultanci mają szkolenie, dlatego nie odbierają. Pytam o inny numer, podają, dzwonię, a tam osoba niby z informacji, niby ma mi pomóc, ale nie umie odpowiedzieć na żadne pytanie. Ona nie wie, to by trzeba było sprawdzić, poszukać, wygóglować (jak bym chciała wygóglować to bym pomacała klawisze na klawiaturze a nie na słuchawce telefonicznej). Niczego się nie dowiedziałam, poza tym, że konsultanci czasami nie odbierają, bo mają szkolenie albo konsultacje bezpośrednie. To, po co jest nr infolinii, po co oni tam są jak ich nie ma, po co na stronie jest wielkimi kulfonami napisane żeby dzwonić w sprawie pytań tylko na ten numer jak nikt go nie odbiera. A jak dobijesz się gdzieś indziej to nic nie wiedzą.
Miesiąc wcześniej, czas myślenia o podatkach, mam pytanie, dzwonię na krajową informację podatkową, wybieram cyferki, słucham komunikatów, wreszcie odbiera człowiek, żywy podobno. Opowiadam, co mi leży na wątrobie i oczekuję odpowiedzi, a Pani na to, że mam się zgłosić do swojego urzędu skarbowego to mi powiedzą, to, po co jest krajowa infolinia, po co jej ktoś płaci, utrzymuje jej stanowisko pracy, zabiera jej cenny czas i każe siedzieć i mówić „nie wiem”, „proszę pytać w swoim urzędzie” w zależności od potrzeb.
I jeszcze jedno, jestem w pracy, siedzę w takim miejscu, że jak ktoś wchodzi do firmy to mnie widzi. Wchodzi jedna gówniara, zagląda, patrzy na mnie, odwraca się i idzie do innej części biura, a kurwa jebane „dzień doby” to gdzie?? Zostawiła koło drzwi swojego chłopaczka, koleś z ciekawości zagląda, obczaja, ale, po co powiedzieć „dzień dobry”. Mój sposób na chamstwo, to ja się witam z tymi pseudo-pracownikami, ale najśmieszniejsze jest to, że nie są tym ani zażenowani ani zawstydzeni a jedyne, co im się maluje na twarzy to „o co ci chodzi dziewczyno”. Czy ja wymagam zbyt wiele? Czy zakichane przywitanie to taki problem?
Koniec wkurwa, a deszcz napierdziela dalej…
Kategoria Ludzie, Życie
15 maja, 2010 o godzinie 23:11
o widzisz joawel tez tak czasami siedze i ludzie wchodza i ani be ani kurwa me ani kukuryku ani dzien dobry. Niektorzy sympatyczni usmiechnieci klaniaja sie a niektorzy jopia sie tylko jak buraki jakies, bo to pewnie sa buraki :)