„Polski” sklep „Piotr i Paweł”

6 maja, 2010, Autor:

Kilkanaście dni temu spotkałem się z dawno nie widzianym znajomym.
Zaczęło się od tematów błahych, skończyło na ciężkich.
Nie będę tu przytaczać całej rozmowy, w każdym razie wyniknęło z niej,
iż ukryty w krzakach premier Putin grzał z obu luf ZSU-23 do nadlatującego polskiego samolotu, a potem, kiedy ów spadł, premier w asyście stu agentów FSB dobijał tych co przeżyli, wysysał dane z laptopów i komórek ofiar, grabił im kieszenie, a w przerwach dzwonił do naszego premiera ze słowami – udało się! Potem nasłuchałem się jakiś dziwnych pseudo – patriotycznych pogadanek itd…
Nie miałem zbytniej ochoty ze zwichrowanym politycznym impotentem
i strategicznym analfabetą rozmawiać, ale na koniec okazało się, że jakimś tam patriotą w jego oczach jestem , bo kupuję przede wszystkim rzeczy z napisem „made in Poland”. Kolega jednak do końca nie był przekonany
co do mojego patriotyzmu zakupowego, albowiem zazwyczaj robię zakupy
u zachodnich krwiopijców.
– Trzeba wspierać polskie sklepy! – powiedział na koniec, żegnając się.
– Ja kupuję tylko w „Piotr i Paweł”!
Ponieważ nie tak dawno to cudo otwarto w mojej aglomeracji, wybrałem się tam. Sklep z zewnątrz, rzeczywiście prezentuje się w miarę atrakcyjnie, choć i tak jest to zwykła prostokątna, blaszana buda. Sklep zbudowano obok firmy, która zajmuje się sprowadzaniem prezerwatyw, reklamują je dwa samochody – wielki, sztucznie uniesiony do góry Hummer i Smart z przyczepą. Zastanawia mnie to, czy to chodzi o rozmiar, czy tez..? J
Coż… Moje dywagacje przerwało wejście do sklepu.
W środku błysk aż miło. Wszystko elegancko poukładane, czyściutko, super.
No – pomyślałem – Do tej pory jedynie Polomarket trzymał poziom polskich sklepów, ale ci widać są lepsi.
Od dzisiaj będę kupował tylko w polskim sklepie! – postanowiłem i ruszyłem między półki w poszukiwaniu promocji. A mordę przy tym mam zawsze zaciekawioną jak kocur, co zagląda do starej, drewnianej komórki w poszukiwaniu chętnych samic!
Ruszyłem! W prawo! W lewo! Promocje! W lewo!
Po kilkunastu metrach sklepowej ganiatyki morda mi zrzedła, zupełnie jak
małemu Kaziowi, któremu obiecali na komunię rower górski, a dali mu paczkę czekoladek i kazali zamknąć mordę.
Jak się okazało, cen atrakcyjnych tu nie ma – pomyślałem żałośnie, porównując je w myślach do innych sklepów.
Trzeba się poświęcić! – pomyślałem, dumnie wypinając pierś do przodu
i nie bacząc na ryk przerażenia w kieszeni chwyciłem pierwszy towar – Sałatki!
Oglądam dokładnie – bo zawsze tak robię i co? Made in Germany.
Cóż. Nie chcę nikogo obrażać, ale niemieckie wyroby spożywcze w głównej
mierze według mnie nadają się do pasienia zwierząt hodowlanych.
Następna z półeczki. Z tuńczykiem. Uwielbiam!
Kurwa, na widok ceny mordę mi wykręciło i od razu ją odłożyłem.
Trzecia. Grecka z serem feta. Producent? Made in Germany. Kurwa.
Zmieniłem kurs i uderzyłem w inną stronę.
Jogurty! Mleczne desery! Prawdziwa gratka dla smakosza mlecznych rozkoszy! Morda mi się zaśmiała, jak pacjentowi szpitala psychiatrycznego, któremu kolega do kieszeni nasrał. Biorę!
Waniliowy! Uwielbiam wanilię i jakby w Polsce rosła, to nasadziłbym sobie cały las i co dzień pakował w niego mordę, pracując nochalem jak wilk, kiedy pazurami grzebie, żeby spod ziemi kość wydostać.
Waniliowy! 400g! Wyprodukowano w Unii Europejskiej. Malutkimi literami Niemcy. Następny – bananowy. Wyprodukowano w Niemczech. Deser puszysty – wyprodukowano w Belgii. Kurwa!
Polskie też były. Najmniejsze, w najbrzydszych opakowaniach, jakby ze
wstydem ukryte wobec pięknych braci.
Zmieniłem kurs. Omiotłem wielką chłodnię z napisem – wspaniałe, staropolskie przysmaki. Ponad połowę jej zawartości stanowią produkty firmy Zimbo – z Niemiec. Czyżby już zaczęli pisać nową historię?
Zanim naszły mnie podejrzenia, czy aby Mieszko Pierwszy nie był volksdeutschem, przeszedłem się jeszcze kilka chwil po sklepie.
Fasolka szparagowa made in Austria, marchewka z groszkiem made in Belgia… Wyprodukowano we Włoszech, w Niemczech, we Francji, w Chinach..
Cóż, kupiłem sobie jakąś przyprawę, żeby nie wyjść z pustymi rękoma, wyszedłem przed sklep, splunąłem na niego i wsiadłem do mojego samochodziku made in Japan na benzynie made in Poland i częściach zamiennych made in najbliższy tani szrot.
Pojechałem sobie do kapitalistycznego, podłego, wstrętnego, niepatriotycznego Carrefoura. Kupiłem kilkanaście dobrych rzeczy, z których znacząca większość miała znaczek „wyprodukowano w Polsce”.
Kiedy w domu zajadałem sobie polski jogurt, pomyślałem o moim koledze,
pseudo-patriocie i kierownictwie sklepu Piotr i Paweł i zażyczyłem im nagłej, niezapowiedzianej, niemożliwej do powstrzymania biegunki na ważnym spotkaniu biznesowym z dostawcami towarów. I wymarzyłem sobie, że mają na sobie jasne, lniane spodnie J

1 Wkurwik2 Wkurwiki3 Wkurwiki4 Wkurwiki5 Wkurwików6 Wkurwików7 Wkurwików8 Wkurwików9 Wkurwików10 Wkurwików (oceniano 13 raz(y), średnia ocen: 9,62 na 10)
Loading...
Lubisz to, kurwa?!

Tagi: , , ,

Kategoria Różności

komentarze 3 do “„Polski” sklep „Piotr i Paweł””

  1.  Kircia pisze:
    6 maja, 2010 o godzinie 20:52

    Ostatnio na geografii mieliśmy, że import mocno przewyższa eksport w Polsce. I sama się dziwię, że w takich produktach typu jogurty, sery (już nie chodzi mi nawet o sprzęty jakieś) są takie napisy „Made in Germany”. Przecież Polacy produkują dobrą i zdrową żywność, a muszą jakieś szajsy importować i jeszcze 2 razy droższe?! Później nie dziwne, że dużo pieniędzy odpływa z Polski. Często ciężko być prawdziwym patriotą i to szczególnie w tych czasach, kiedy chcesz lubić swój kraj, a ci z każdej strony dosłownie po dupie dają.

  2.  KsieznaPani pisze:
    6 maja, 2010 o godzinie 21:03

    heh świetny tekst :)

  3.  agregator zakupów">agregator zakupów pisze:
    10 sierpnia, 2011 o godzinie 14:57

    Nowy agregator zakupów internetowych, sprawdź co można kupić tanio

Napisz komentarz