Ktoś mnie kurwa przeklął, czy co?
1 lutego, 2010, Autor: Ark22. stycznia popełniłem post, w którym wspomniałem o tym, że na ładnych parę dni pozostawiono mnie w domu samego.
No i zaczęło się.
Rozpisałem się i… skasowałem, bo mi się wydało przynudne i zdecydowałem się wypunktować:
23. Przy wygłupach zabolało mnie żebro. Zauważalnie do tego stopnia, że moje 'O kurwa!’ miało sporo decybeli.
24. Drobiazg – spierdoliły się drzwi harmonijkowe. Poza tym tylko zmarzłem. Żebro boli nadal.
25. Nie myślałem o lekarzu, bo i tak musiałem być w pracy.
26. Po kolejnej do dupy przespanej nocy (pobudka przy każdym zbyt gwałtownym ruchu) zacząłem rozważać urwanie się z pracy i wycieczkę do lekarza. Nie wyszło – musiałem odsiedzieć pełne 8 godzin.
27. Nadal do dupy z żebrem zwłaszcza, że znowu trzeba było poodśnieżać. Stwierdziłem że jeśli się wyśpię, to może będzie lepiej – położyłem się wcześnie spać i 'spóźnię się’ nazajutrz.
28. Wyspany, ale spóźniony. O mało co nie umoczyłem przez to (różni ludzie są na tym świecie, ale o tym może innym razem). Jednak po takim wypoczynku bolało mniej. Wieczorem całkiem spokojnie – przepala się tylko żarówka.
29. Wracam po obiedzie u Siostry, a po drodze kupuję 2 5-metrowe bandaże elastyczne (kurwa, naprawdę nie robią dłuższych szerokich na te chociaż 15cm, czy to w tych moich gównianych aptekach nie ma?). Schodzę do piwnicy reaktywować piec, a tam kurwa mała powódź – szambo wyjebało. Dzwonię, sprzątam, dzwonię. Dziadek umawia fachowców na sobotnie przedpołudnie. Jest po 22:00, więc nastawiam budzik żeby im odśnieżyć dojście. Odwołuję sobotnią kolację (właściwie, to tylko zmienia się lokalizacja, ale i tak kłopot). Żebro boli.
30. Mimo budzika w komórce i pobudek – zaspałem, odśnieżam więc możliwie ekspresowo (fachowcy na szczęście pomagają). Po niespełna 45 minutach sprawa załatwiona – Fachowcy – szapoba (czy jak tam się wieśniaczy z francuska). Nie mam siły, ani za bardzo ochoty, ale zasuwam na tę kolację. Nie żałuję, bo przesmaczna oczywiście (druga Siostra).
31. Życie bywa piękne – przyjeżdża Siostra z Siostrzenicą. Dostaję cudne jedzenie, pomagają sprzątać, przewijają bandaże, a ja cały dzień niemal nie wychodzę z domu. Prawie pięknie… prawie, bo zjebała się pralka. Po 'ręcznym odwirowaniu’ czuję się jak po siłowni, którą nota bene odwiedziłem ostatnio ze 4 lata temu i to hobbystycznie. Około 23:00 przypomina mi się niedzielne podlewanie doniczkowców. Zdecydowałem się iść do lekarza, bo boli nadal. Wieczorem polsat napisał mi że 5.02 mi się wyłączy, bo nie opłacony (zapomniałem przedłużyć zlecenia stałe z konta; na rok zawsze ustawiam). Naprawiłem. To było moje drugie włączenie kompa w domu od czasu ostatniego postu.
01. Wstałem, reaktywowałem piec, zmarzłem po kąpieli (piec się jeszcze nie rozpędził po nocnym odpoczynku), wypiłem kawę i poszedłem do lekarza. Szczęśliwie trafiłem na swojego rodzinnego. Całkiem w porządku łapiduch, jajcarz taki trochę, ale możliwe że słaby, bo więcej ludzisk ma jego konkurencja. Opowiedziałem co i jak, dostałem zjeby za to że z żebrem złamanym/pękniętym przychodzę po 10. dniach dopiero. Oczywiście nie dał mi skierowania na rentgen po takim czasie, przepisał jakieś tam rozluźniająco-spinające pierdolety i jeden przeciwbólowy, ale na szczęście dał zwolnienie (dłuższe niż było potrzebne, ale w mojej pozycji nie zamierzałem
dyskutować). Przy okazji uprzedził, że takie sprawy jak żebra lubią się odnawiać. Trudno. Odpocznę na pewno, może przez te 2. tygodnie zupełnie przestanie boleć.
W międzyczasie ze 3x zapchały mi się rury wylotowe w piecu i więcej niż 4x nasrało tego białego gówna tak, że głupie 40m2 podwórka i powiedzmy 50m2 wkoło (tylko to co najbardziej konieczne) odśnieżałem na 2. raty.
W plecy jestem 20% pensji przez 2 tygodnie, 70-80zł za lekarstwa i bandaże, 100zł za Fachowców (taniocha, bo znajomi), a przede mną jeszcze 2. tygodnie.
No i kurwa znowu coś sypie.