Ziemowit porwany przez Siuxów
9 stycznia, 2010, Autor: adminSpis treści opowiadania: Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie
Tak gnali przez dobre kilka godzin, aż koń zdechł pod Ziemowitem i rozpłaszczył się na ziemii.
– Kurwa – wykrzyknął Ziemowit. – Tego tylko brakowało. Ja to mam kurwa przejebane. Nie dość, że przyjechałem tu z Polski, nie dość, że wszystko ukradli mi Komancze, nie dość, że musiałem uciekać przed Winietą i Old Szmaterhandem, to jeszcze koń mi kurwa zdechł i zaraz pewnie ja też się tu wykończę. A mogłem siedzieć w Chujowie, niedługo będzie jakieś nowe powstanie, może bym się załapał, chuj, że przegramy, ale przynajmniej byłoby ciekawie. Kurwa!
Wtem, z oddali dał się słyszeć tętent kopyt. Ziemowit zaczął nasłuchiwać. Sięgnął ręką po rewolwer ale znalazł tam tylko tani pistolet na wodę, który kupił przed wyjazdem w Nowym Yorku. Właściwie to chciał kupić prawdziwy pistolet, ale sprzedawca, Polak spod Warszawy, taki sam emigrant jak Ziemowit, zobaczywszy, że ma do czynienia z głupim rodakiem, postanowił zrobić go w chuja i sprzedał mu zabawkę. Ziemowit zorientował się dopiero po kilku dniach, gdy pistolet zaczął przeciekać.
Tętent kopyt narastał i jasne było już, że zbliża się duża grupa jeźdźców. Ziemowit przykucnął, myśląc, że może go nie zauważą. Jednak zanim się spostrzegł otaczało go ze trzydziestu czerwonoskórych, którzy wykrzykiwali różne wojenne hasła i robili groźne miny. Gdy już tak podbudowali swoje czerwone morale, jeden z nich, największy, widocznie wódz, wykrzyknął do Ziemowita:
– Teee, Polak, co ty tam robisz? Srasz?
– Hahahahahaha – zaczęli śmiać się wszyscy jego pobratymcy. – Hahahahaha…
Ziemowit nie wiedział co zrobić. Podniósł się i wyprostował. Lecz w tym momencie poczuł jak chwyta go lasso, jedno, drugie, trzecie. Poczuł mocne pociągnięcie i wylądował mordą w końskim gównie.
– Brać go – wykrzyknął wódz. – Bierzemy go do wioski.
Siuxowie ruszyli ciągnąc za sobą związanego Ziemowita. Gdy po kilku godzinach dotarli do wioski Polak ledwo żył. Indianie przywiązali go do wojennego pala. Ktoś chlusnął mu wiadrem wody w twarz, żeby otrzeźwiał.
– Teee, Polak, obudź się, dzisiaj mamy festyn. Będziesz główną atrakcją wieczoru.
Indianie poszli się stroić na wieczorny bal, a Ziemowit stał przywiązany do pala. Wtedy właśnie zachciało mu się srać. Przypomniał sobie, że nie srał od kilku dni, bo wcześniej nie miał jak, bo siedział na kaktusie, potem po zjedzeniu bawołu dostał ataku zatwardzenia, dopiero teraz jelita puściły i nagromadzone niestrawności zaczęły szukać ujścia. Lecz znów nie było gdzie. Ziemowit musiał, niestety innego wyjścia nie było, zesrać się w gacie.
Minęło kilka godzin, Siuxowie zaczęli się gromadzić na głównym placu wioski. Wykąpani, wystrojeni w piuropusze, odświętne stroje, niedzielne mokasyny. Zaczęli tańczyć wykrzykując wojenne hasła i potrząsając tomahawkami, groźnie przy tym spoglądając na Ziemowita. Wtem z wielkiego tipi wyszedł sam wielki wódz Siuxów, stanął na środku placu i podniósł dłoń w geście znaczącym, że chce przemawiać. Zrobiło się cicho.
– Witajcie, waleczni Siuxowie. Bracia i siostry. Dziś mamy nasze święto. Zjedliśmy już rano czterdzieści bizonów. W południe graliśmy w bierki i w chińczyka. A teraz pora na punkt kulminacyjny: uwędzimy bladą twarz. Mamy dziś szczęście. Blada twarz którą pojmaliśmy jest wielkim wojownikiem. Pochodzi z odważnego, wspaniałego kraju za wielką wodą. Kraj ten nazywa się Polska. To kraj odważnych ludzi, którzy nie boją się śmierci. Zaszczytem będzie dla nas oskalpowanie i uwędzenie tej bladej twarzy. Oddajmy mu hołd.
Na ten rozkaz wszyscy Indianie pochylili się w stronę Ziemowita.
– Idę teraz i zdejmę skalp z głowy bladej twarzy. Patrzcie i obserwujcie jak umiera waleczny wojownik. Nawet nie jęknie.
To powiedziawszy wielki wódź Siuxów wyciągnął nóż i zaczął zbliżać się do Ziemowita. Wtem zaczęła docierać do niego woń… Obrzydliwa woń.
– Orzesz kurwa – wykrzyknął wódź. – Ja pierkurwadolę. Co wyście mi tu przyprowadzili? To ma być odważna blada twarz z kraju za wielką wodą? Czujecie to? Kurwa jak śmierdzi! Wyjebać mi to na zbity pysk, wygnać go z wioski, natychmiast!!!
Indianie ściągnęli Ziemowita z pala i wsadzili go na koń. Smród jaki wydzielało łajno Ziemowita był tak wielki, że wszyscy dookoła rzygali. Nawet koń się zerzygał, gdy wsadzali mu Ziemowita na grzbiet. Gdy Polak siedział już na koniu jeden z indiańców wystrzelił z procy w koński zad i Ziemowit pognał w stronę San Francisco.
Tagi: Old Szmatterhand, opowiadanie, Siuxowie, winieta, Ziemowit Pucybut
Kategoria Opowiadania