Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie – Początek
1 stycznia, 2010, Autor: adminSpis treści opowiadania: Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie
- Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie – Początek
- Winieta
- Ziemowit zajebuje Winiecie kaktusem
- Ziemowit porwany przez Siuxów
- Ziemowit i Żanet Kaleta
- Rewolwerowcy
Witam moi Milusińscy
Z Nowym Rokiem proponuję nową zabawę. Otóż bohatera naszego opowiadania, słynnego już w całej Polsce Ziemowita Pucybuta, przeniesiemy teraz w czasy Dzikiego Zachodu. A żeby było ciekawiej, nowe opowiadanie będzie mieć też nową formułę, bo zainstalowałem nowy – a jakże – plugin, pozwalający organizować posty w grupy. Więc każdy z Was może teraz napisać post i na dole okna edycji przypisać mu w polu „Series”, że należy do opowiadania „Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie”.
Niniejszym zaczynam nowe opowiadanie i liczę na Waszą aktywność.
—
Słońce właśnie zawisło w zenicie. Nad Doliną Śmierci unosił się piekący żar, ktokolwiek przebywałby w tym miejscu miałby wrażenie, jakby trafił do piekła. Miejsce wydawało się opustoszałe, lecz to były tylko pozory. Baczny obserwator z pewnością dostrzegłby gromadę sępów krążącą nad polem kaktusów. A sępy – jak wszyscy wiedzą – nigdy nie krążą nad samym polem kaktusów. Musiał tam znajdować się człowiek.
Tak, to prawda, w samym środku pola kaktusów, nadziany na największego kaktusa, przywiązany linami tak, by nie mógł się poruszyć, tkwił biały człowiek. Krew ciekła mu z ran po kolcach, które wbijały się w jego ciało niczym nóż w przysłowiowe masło. Człowiek ten wydawał się już prawie martwy, jedynie wypowiadane półprzytomnie słowa świadczyły o tym, że jeszcze dycha.
– Kurwa mać, pierdolone Komancze! Po chuj ja tu przyjechałem? Źle mi było w tej Polsce?
Tak minęły dwa kolejne dni. Sępy wciąż czekały, aż człowiek tkwiący dupą na kaktusie zdechnie, ale on, Polak z Chujowa, trzymał się całkiem nieźle. Wyruszył na spotkanie przygody, w dziewiętnastym wieku w tym zapyziałym kraju nad Wisłą nudno było jak cholera, a w dodatku kraj podzielili między sobą ruchole, szwaby i austriacy. Chujowo, rodzinna miejscowość Ziemowita, pradawna stolica jednego z plemion, które ponoć miały zapoczątkować ród Piastów, chociaż żaden historyk jeszcze tego nie potwierdził, ale takie krążą plotki, znalazła się na granicy trzech zaborów. Okupanci nie mogli dojść do zgody, kto ma rządzić w wiosce, postanowili więc, że będą prowadzić rządy rotacyjne. Skutek był taki, że w Chujowie było po trzykroć bardziej chujowo niż we wszystkich innych miejscowościach w Polsce. Taki już smutny los Chujowa.
Ziemowit nie wytrzymał tej całej chujowości i postanowił ruszyć do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia. Sprzedał wszystko co miał i kupił bilet na statek. Po trzech miesiącach był na wymarzonej ziemii, w lepszym, normalnym świecie, gdzie każdy ma szansę być tym, kim tylko zechce, gdzie spełniają się marzenia.
– Marzenia, kurwa – myślał właśnie Ziemowit, próbując uwolnić się z więzów. W tym jednak momencie poczuł kolejne ukłucie kolca kaktusa i wykrzyknął ponownie:
– Kurwa, jebane Komancze, już ja was dorwę, czerwone chuje.
– Nie drzyj się tak, skurwysynu, bo uszy więdną – usłyszał w tym momencie głos za sobą.
– A tyś kto – zapytał, nie widząc twarzy nieznajomego.
W tym momencie jeździec na koniu objechał kaktus, na którym siedział Ziemowit. Spojrzał do góry, spod skórzanego kapelusza, prosto w oczy Ziemowita.
– Jam jest Old Szmaterhand, słynny na całym Dzikim Zachodzie łowca czerwonoskórych.
Tagi: Dolina Śmierci, kaktus, Karol May, Old Szmaterhand, pustynia, sęp, Ziemowit Pucybut na Dzikim Zachodzie
Kategoria Opowiadania, Różności
1 stycznia, 2010 o godzinie 20:56
Ziemowit i Apacze orzesz kurwa!