Akcja paszport
21 grudnia, 2009, Autor: SzyKamZamin zacznę moje wynurzenia nt. w/w tematu pragnę wyrazić nieopisaną radość przepełniającą moje ciało, której to powodem jest przyjęcie mnie w poczet tak wspaniałych ludzi dających upust swojej nadwyżcze adrenaliny na kartach tego zacnego bloga. Przyjmijcie moje „Siemandero!”.
Do rzeczy…
Postanowiłem wyrobić sobie papierek pozwalający na wykonanie legalnego spierdalamendo z tego smutnego jak pizda kraju, bo wcześniejszy skończył mi się już dawno (wtedy jeszcze Krzysio Ibisz był naturalnie młody). Poprosiłem wujka Google „wujek, wujek daj mi stronkę gdzie się dowiem co i gdzie i kiedy i w ogóle”. Wujek szanując mój czas pokazał mi szybsiutko szkradną stronę urzędu gdzie znalazłem potrzebne informacje. Pomyślałem jednak… zadzwonię i się upewnię. Pani powiedziała:
– 2 zdj. ryja,
– skrócony dowód tego że się urodziłem,
– pisemną prośbę błagalną,
– 140 zł haraczu.
Niczym Kopernik, wstrzymałem lenistwo, ruszyłem dupę i machina ruszyła.
Dzień 1. (zdjęcia facjaty)
Fotografa mam niedaleko, 20 min z drepcedesa. Głupia jak się później okazała myśla „zimno, nie chce mi się, może coś jeszcze po drodze załatwię” dotarła jednak do ośrodka decyzyjnego w mojej głupiej pale i wsiadłem w brym-brym.
Ruszam, grzecznie jadę, szaleńcze 30 km/h bo ślisko. Natenczas wyjeżdza z podporządkowanej Zdziusiu Skurwol w Escorcie a’la tuning Made in Kozia Wólka. Zmęczony pewno tym iż całą noc doklepywał drewniany spojler zapomniał o tym iż zima ma to do siebie iż pokazuje środkowy palec prawom fizyki i mogę niewyhamować. 30 km/h + no ABS in da house + lód = „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Ledwo skurwola blachą nie pocałowałem i ostatnimi siłąmi zwieracza powstrzymałem kloczuszka a ten uśmiechnął się (poznałem tylko po oczach bo jak przystało na sportowy samochód trzeba obiżyć środek ciężkości i siedzieć na podłodze swojego złoma), podniósł plugawą łapę której to nadgarstek trzymał przed chwilą stery rydwanu i wykonał ją tzw. gest „sory ziomal, pyry w domu stygną muszę spinkalać”. Rzuciłem mu w twarz (morda a’la kafar) i rozjechaliśmy się.
Wpadam do zdjęcio-dziadka. Ten mi prawi „zdjęcia 2 piętro w studiu”. Studiu kurwa, co to ja curwa Elżbiera Jaworowicz jestem. Wpadam na 2 piętro. Wchodzę. Cisza… żywej duszy. Se myślę se… jestem w studiu, pewno mają nagranie. Ale nie… wychodzi po jakiejś chwili księżniczka, współczynnik dziuniowatości 8/10. Mówię chciałbym zdj. paszportowe… panna odchyla kotarę z lustrem i rzecze proszę się przygotować. Ściągam płaszcz, przegłaskałem górny zarost czaszki i czekam. Po 2 min. przypomniałem o sobie standardowym kaszlnięciem i czekam. Wychodzi inna z miną „czego kurwa, nie widzi że mi jeszcze lakier nie wysechł”. Zrobiła 2 zdj. i daje jakąś karteluszkę. Widzę że technologia zawitała i tutaj (aparat cyfrowy) poprosiłem o pokazanie zdj. 1 zdj. – chyba coś przeżuwałem, 2 zdj. – przymrużone oczy. Ja jebie. Ledwo ją doprosiłem żeby mi te foty poprawiła bo inaczej na pierwszej lepszej granicy by mnie skuli i na dołek.
Dzień 2 – składanie papierków
Wpadam do urzędu i pytam gdzie mogę załatwić to i tamto. Koleś z informacji mi każe zapierdalać przez miasto bo akurat ten wydział/oddział jest w innym budynku + szyderczy uśmiech co drugi wystąp . Myślałem że mu udowodnię że można okiem połknąć długopis.
Zdyszany zapierdalaniem 100 km wpadam do tej rudery po akt urodzenia. Wypełniłem podanie. Wchodze, daję babiczce, ona bierze, odwraca się do kompa, 3 razy stuknęła w klawikord i po 20 sek. daje mi akt urodzenia i prosi o podpisanie że przyjąłem. Ja pierdole co za chamstwo! Ja tu czekam na jakąś pyskówkę na 2-tygodniowy termin a ta chamka mi po 30 sek. zgłasza wykonanie zadania. Zero szacunku!
Etap drugi – podanie właściwe.
Oczywiście trzeba było się przetransportować do innego budynku bo państwo pomyślało o tężyźnie fizycznej i w celu załatwienia 1 sprawy trzeba się nabiegać.
Wchodzę do wskazanego pokoiku. W swojej niezmierzonej łaskawości pokazano mi jakie podanie. Siadam wypełniam.
Karteczka nr 1. Po prawie 30 latach na tym łez padole pierdolnąć się w nazwisku to hańba (dobra nikt nie widział).
Karteczka nr 2. Podchodzi palant a’la manieczki i pyta o długopis. Odpowiadam „nie mam”. On do mnie „a mogę ten pożyczyć” wskazując na tutajszy implantator atramentu w stylu przyklejka do stołu + wąż (kabel) spiralka + obiekt właściwy. Majc na uwadze że rozmawiam z pantofelkiem odpowiadam „jak skończe, tak” pozostawiając dla siebie „tempy chuju”, placku niedoruchany” i takie tam frywolne epitety.
Karteczka nr 3. Oczywiście czując zdechły oddech za plecami dziadka „daj długopis” pierdolnąłem się nie wiem …. w czymś tam.
Karteczka nr 4. Zadowolony z bananem na ryju miałem wstawać ale niestety. Okazało się że w miejscu gdzie szły adnotacje urzędowe jakiś zjeb genetyczny rozpisywał sobie długopi (nadmienię że ów podanie charakter w deseń 3 razy złożona karteczka, także nie… nie widziałem tego wcześniej).
Karteczka nr 5. Sukces…a jednak.
Wpłaciłem kasę pani i uderzam do pieczary to wszystko złożyć. Wszystko raczej OK…. no prawie.
Na koniec pytam czy może ktoś za mnie odebrać paszport okazując się upoważanieniem. Pani odpowiada „Nie bo przy odbiorze pobieramy odciski palców”. Rzucam „dowcip”… to siostra odbierze, mamy takie same odciski”, jednocześnie wysyłając impuls elektryczny do kącików ust by te lekko się uniosły tworząc „uśmiech” mówiący „żartowałem”, „ironia” itd. Ale nie… babkę chyba menopauza dojebała bo z obużeniem zaczyna mi wykład z lini papilarnych. Webalnie przekazałem jej „głupi żartę bo już czułem nóż w plecach za obrazę stanu.
Kazali czekać 1 m-c. Fajo-gejo. Nie mówili że w skład czekania wchodzi conajmniej 10 min oczekiwanie na mrozie na skurwiałego lolka z UPS którego chuj obchodzi że zastawił wyjazd z parkingu.
Koniec, palce mnie bolą od klikania…ileż można.
Cześć jak czapka, pa jak parasol.
Kategoria Różności
21 grudnia, 2009 o godzinie 20:26
Fajnie piszesz, podoba mi się Twój styl. Może masz ochotę zabawić się w amatorskie dziennikarstwo? Napisz do mnie, admin@megawkurw.pl