Prostactwo – buractwo – wieśniactwo!
18 grudnia, 2009, Autor: AfricanDevilProstactwo – buractwo – wieśniactwo! – część pierwsza – czyli burak oderwany granatem od pługa znalazł pracę w banku!
Wróciłem dzisiaj z pracy tak wkurwiony, jak człowiek, któremu ktoś nasrał do torby. Ludzie, jak ja kurwa nienawidzę prostaków! A z takimi kurwa pracuję!
Ale do rzeczy…
Moja wspaniała firma składa się z trzech znanych na polskim rynku banków, które należą do wielkiego niemieckiego banku. Nasza firma – spółka córka zajmuje się rozliczeniami wykonywanymi na rzecz całego tego kurwa zjednoczenia.
Od czasu do czasu panowie z Niemiec odwiedzają nas, pędząc po korytarzach w asyście przestraszonego dyrektorstwa, nerwowo tłumaczącego co się tu i ówdzie robi. Niedługo zaczną nam rzucać cukierki jak małpom na wybiegu. Ale to nie temat dzisiejszej dyskusji, choć to też mnie wkurwia.
Firma ma otwarta architekturę, tzn że każdy na całej sali – pracuje tu prawie 100 osób – wsadza mordę w stanowisko drugiego i grzebie kurwa ślepiami po nim, co on robi, nasłuchuje co ktoś mówi itp itd.
Zastępcą kierownika w tym całym kurwa żerowisku jest najprawdziwszy transwestyta, który udaje delikatną kobietkę, a grdykę i pazury ma jak dwumetrowe chłopisko, co od urodzenia drwa w lesie toporem poskramia.
Jakby tego było mało, do pracy ostatnio przyjęto kilkoro wieśniaków z okolic – firma dla oszczędności nie znajduje się w mojej Łodzi tylko w małym mieście niedaleko.
Wracam do wieśniaków… A raczej wieśniar…
Człowiek zapierdala jak spocony beduin przez pustynię, żeby na to zadupie bezpiecznie dojechać, zważywszy na teraźniejszą pogodę, wpada zadowolony, że zdążył, siada, odpala komputer i się zaczyna…
Do pracy wpada mały karzeł z ufarbowanym rudym owłosieniem i urodą wiejską od pokoleń w białym, tandetnym futerku. ( dalej będę przytaczał naturalne formy językowe, artykułowane z wiesniaczych ryjów)
– Tynskił ktuś za mnum? – ryczy indywiduum, gmerając krótkimi kulasami po sali i zasiadając przed swoim stanowiskiem, które musi byc do cholery niedaleko mnie.
– Zoboczta! Kumpiuter mi nie działa! Ktuś mi tu gmeroł! – marudzi od samego rana, znacząco spoglądając w moja stronę. Patrzę na jej mordę i już wiem, że dzisiaj nie zjem nic do powrotu do domu.
– Małgosia! – ryczy przez całą salę burak do tranwestyty – Jak pinknie wyglundosz dzisiej!
– Ja zawsze wyglądam pięknie – puszy się przerób, machając wielkimi pazurami, paluchami grubymi jak śrubokręty i kręcąc męskim dupskiem, udającym kobiece kragłości.
Rozpoczyna się praca.
– Asia! Przyniś mi transakcje! Tak mnie nogi bolum! – ryczy zza monitora wiejski prostak, mieląc nieudolnie pazurami po klawiaturze.
Dzwoni telefon.
– Jo! – ryczy wieśniara do słuchawki, jakby z głuchym rozmawiała – a kto mo być!? Nie wisz, do kogo dzwunisz? Gabrysia się wysroła? Dołeś jej budyńku? To zadzwuń późnij!
– Asia! – ryczy dalej wieśniak – ale bym sałatki zjodła! Przyniesłaś mi? My to z Radzim moim to se zaro szormy nasmażymy w domu z ziemniokami i majunezym, świnioka ubilim to i minsa jest duść!
A mój Radziu to nowum Astre sprowodził! – ryczy paskudztwo – Bordowum! I duże koła mo i duży silnik! Auto dla prawdziwygo chłopa!
– Ale mosz ładne spodynki – odwraca się wieśniak, obserwujac zazdrośnie iedząca za nim koleżankę – pinknie wygludosz!
– A to stara kurwa – gdacze dalej, kiedy koleżanka w ładnych spodenkach wychodzi do kuchni – pewno dypu doła i i ktuś spodynki kupił!
– A mnie Radziu tyż kupi! Jak tylko krowę sprzedo to mi i bluzeczkę w Zarze kupi i peknieta pitencje z zazdrości – ryczy znienacka paskudztwo i rozgląda się po sali z uśmiechem na plugawym ryju.
Po siedmiu godzinach nieustannej walki i zbierających się w człowieku nerwów następuje ostatnia godzina pracy.
– Madzia! – ryczy transwestyta – znowu porobiłaś przelewy nie na te rachunki co potrzeba.
– Jo nic nie robiłam z tym! – ryczy piskliwym głosem potwór, ocierając łzy z paskudnych ślepiów – Wisz, że jo wszystko robie jak najlepij! To Asia! albo Anka! Jo się nie dotykołam!
Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? To gorzej zaraźliwe niż świńska grypa w meksykańskim burdelu.
Od kiedy karłowaty, parszywy burak jest w pracy, 40% osób w dziale (ludzie k…a z miasta!!! przyniesieni do miasta w koszyku z jajami ) zaczęło mówić tym samym parszywym, wiejskim językiem, zaczęło donosić i obmawiać innych i stosować taktykę wieśniaka w pracy tzn. zrobię wszystko za każdą cenę, byle się tu utrzymać, bo jak nie to grozi mi wypasanie krów i pielenie tryskawek.
Boże, jak ja nienawidzę takich kurwa prostaków! Jak się takiego kogoś słucha, to człowiek ma ochotę wymiotować. Wygląd – już na pierwszy rzut oka mówi wszystko, chociaż nie powinno się człowieka oceniać po wyglądzie. Zainteresowania – ploty. Tak to jest, jak się nie ma własnego życia, to się człowiek cały czas kurwa interesuje tylko innymi. Zatem albo osoby z pracy, a jak nie one, to plotek.pl itp syf.
Muzyka – ile to batalii było o radio. I wieśniactwo wygrało! Najpierw było ustalone, że przez jeden dzień gra chili zet, przez jeden RMF i przez jeden eska rock.
Obecnie cały czas gra lokalne radio Pogoda – czyli disco polo, nagrania w stylu starego wesela i piosenki Rubika nucone pod kluposem ze łzami w oczach.
Może wtedy marzy o jakimś bogatym Heńku, co to miałby dużo pola i 90 ogonów w oborze?
Ludzie, jak ja kurwa nienawidzę prostaków!
Tagi: buractwo, praca, wieśniactwo, Zaiste Wykurwisty Wkurw
Kategoria Ludzie, Praca, Zachowanie
18 grudnia, 2009 o godzinie 23:02
Best of best jak nic :)
18 grudnia, 2009 o godzinie 23:07
Zgadzam się :-)
20 grudnia, 2009 o godzinie 08:58
Rozjebales Tym postem w chuj! Popieram popieram popieram i sam tego KURWA nienawidze! Jeszcze chamstwa w stosunku do kobiet o kurwa!
2 listopada, 2010 o godzinie 21:00
to kurwa nie może być prawda, bo jeżeli to jest prawda to jest to kurwa prawda przerażająca
3 listopada, 2010 o godzinie 16:50
Też mam takie coś w robolu, tylko wiekowe – upodobania modowe zatrzymały się jej na latach 80-tych – pantery, oceloty, hieny i inne ścierwa, oko w fioletach, łapska, uszy i szyja obwieszone złotem, najmniejsza z ekipy a tak napierdala na obcasach że słychać ją z drugiego końca budynku, no i najgłośniej się drze – „zamkłam”, „lubiałam”, „wezne”,”profesory to som dopiero gupie”, i tak przez cały dzień…
4 lipca, 2011 o godzinie 18:40
to jest wpis nad wpisami – szef kurwa wszystkich wpisów – ile razy to czytam to nie wiem czy się śmiać czy sobie w łeb jebnąć ….
31 października, 2011 o godzinie 20:43
Fqrwieni ludzie …zróbcie raz w tygodniu rodzinne przyjęcie ,najlepiej w poniedziałek co to na miłą współpracę na resztę tygodnia by miało służyć i częstujcie szczodrze wypiekami na rycynie z dodatkiem jakiegoś nowego środka czyszczącego a resztę tygodnia będziecie mogli przepracować w spokoju !
6 listopada, 2011 o godzinie 16:00
Czyś Ty tych dialogów trochę nie sfabularyzował i nie udramatyzował? Przecież takich prostaków by chyba do banku nie przyjęli na stanowisko wyższe od osoby sprzątającej?! Taka może być jaka chce, byle grzecznie z szefami i żeby skarg nie było. Mi się wydaje, że takich typów jak przedstawiłeś nie ma nawet w banku spółdzielczym w Pacanowie czy Krapkowicach, a to naprawdę niewielkie ośrodki miejskie.
6 listopada, 2011 o godzinie 22:06
Banki mają daleko w dupie kogo przyjmują, biorą pracowitych, znających się wieśniaków, a to że ktoś wieśniaczy nie oznacza że się nie zna na robocie, tylko że jest nic nie wartym ścierwem. Po prostu filozofia banku:
Nieważne kim jesteś, bylebyś nie robił szkód i Zapierdalał.
7 listopada, 2011 o godzinie 04:07
No daj pokój! Taki wiochman musi mieć przynajmniej licencjat. Czy przez te trzy lata licencjatu choćby na gównianej uczelni z czesnym 1000 zł na rok, nie nauczy się czlowiek języka polskiego w jego poprawnej formie?! I nie zauważy swojego zacofania? Ja się dziwię, że taki językowy tępak i ślepiec zdobywa gdzieś licencjat i jeszcze pracę w banku. Tyle lat gapił się w TV i nie słyszał jak mówią Polacy z miast, ludzie massmediów i tzw. establishment?:-). Nawet ŚP Andrzej Lepper dość ładnie opanował polski język. No ale on faktycznie byl naturalnie czyli od urodzenia dość bystry.