Moherowa klientela
19 października, 2009, Autor: WysokiObcesNie znoszę ich, kurwa nie dzierżę. Mam wielki szacunek do starszych osób (być może to tylko moje mniemanie, ale jest moje i chuj w co bądź tym, którzy tego zdania nie podzielają), ale jak mi podchodzi jedna z drugą moherzycą- best friends, już wiem, że Wendy powinna być ze mną. Oczywiście one tylko na chwilkę Złociusieńka, tylko słówko się zapytać (jak można zapytać się słówko, no jak!?!). Nie ważne, że mam klienta , że właśnie robię na nim lwią cześć mojej premii. Mohery najważniejsze, uprzejmie informuję Panie, że niestety muszą zaczekać w kolejce, a one dalej swoją pieśń ciągną, że tylko zapytać się chciały, jaka rata z takiej to a takiej kwoty, na taki to a taki długi kredycik ( to jest kurwa KREDYT, to są kurwa PIENIĄDZE a nie pieniążki). Ponownie informuję te tępe mohery, że muszą poczekać w kolejce, że nie jestem w stanie obsługiwać dwóch osób w jednym czasie. W końcu polazły usiąść. Kroję dalej swoją premię, system chodzi jak commodore -był czas się przyzwyczaić, przestało mnie to wkurwiać. W tym czasie mogę spokojnie rozsyłać spam międzyoddziałowy:) Nieśpiesznie kończę obsługiwać moją premię. Są powody do zadowolenia, a tu podchodzi moherzyca i pyta, czy ona może z toalety skorzystać, bo sobie pęcherz przeziębiła i teraz właśnie jej się chce… (Wendy gdzie jesteś?) Klient (czytaj: moja kurwa premia) mało nie zostawił swojej szczęki na blacie roboczym. Polityka mej korporacji takich ewentualności nie przewiduje, zatem z dziką satysfakcją informuję o braku tej możliwości. Tak sobie pomyślałam – idź kurwa siedzieć i ćwiczyć mięśnie kegla, aczkolwiek nie sądzę, żeby owej Pani jeszcze się przydały w jakichkolwiek innych kwestiach, aniżeli utrzymywanie moczu. I nadeszła wiekopomna chwila, kiedy to mohery usadowiły się przede mną. Zaczęły napierdalać we mnie pytaniami: a co, a jak, a ile i dlaczego tak drogo. A ta pościel na raty to w ogóle niewarta ceny i że powinnam napisać pismo, żeby kierownictwo już nie współpracowało z tymi Panami od poszewek. Jasne kurwa- rozpędzam się i piszę…
Sedno sprawy – nie mogę udzielić Pani Moher kredycccciku. I zaczyna się lament, larmo i inne instrumenty mające mnie przekonać (jakbym to ja kurwa tam w tym popierdolonym systemie siedziała), że to tylko tyle a tyle, że przecież ona płaci, ona ma emeryturę!, że ją stać i co to za bank, że jej nie chce dać. A w skoku to ma na dowód w ogóle (wypierdalaj do skoku!). Nadal jestem uprzejma – żeby kurwa nie było, zatem tłumacze jak Abel krowie, dlaczego Bank nie może jej udzielić kredytu. Finał był taki, że Bank to lichwo pierońskie, a ja to nieuprzejma smarkula, bo jej kredytu nie chce dać. W myślach odbezpieczałam Wendy i cichutko mówiłam: giń tępa dzido…
Jak ja kurwa Kocham moją Babcię, która nigdy nie miała niczego na raty ani w kredycie i nigdy nie truła dupy takim jak ja.
Bądź tu kurwa mądry i pracuj w bankowości – powodzenia kurwa.
O innej maści klientach wkrótce.
WO
Tagi: klienci
Kategoria Ludzie
20 października, 2009 o godzinie 20:30
Cóż powiem… z moherami mam szczęście spotykać się regularnie w poczekalni do lekarza, i modlę się do Boga, żeby mnie zabrał w stosunkowo młodym wieku. Bo jeśli dożyję tego wieku, kiedy sama stanę się moherem, słowo daję, umrę z autowkurwu! :D